Na płytę Michała Bieli czekałem od ubiegłorocznego LDZ Music Festival. Wtedy to, po raz pierwszy usłyszałem artystę z materiałem solowym. Niemal z marszu zainaugurował on swoim występem ów festiwal, uwodząc bezpretensjonalnym urokiem swojej muzyki słuchaczy oczekujących na mające dopiero nadejść elektroniczne i eksperymentalne doznania. Ten króciutki koncert utkwił mi głęboko w pamięci jako jedno z najmilszych wspomnień festiwalu. Biela w pojedynkę, jedynie z elektryczną gitarą na kolanach zbudował niezwykle magiczną atmosferę swoimi zwiewnymi, łagodnymi piosenkami, zaś kontrast między industrialnym wnętrzem fabryki (w której nomen omen pracował kiedyś mój ojciec), a ciepłą, melodyjną opowieścią był równie uderzający co ujmujący.
Teraz, niemal rok po tamtych wydarzeniach otrzymujemy skromny, niewiele ponad dwudziestominutowy materiał, który podobnie jak wspomniany występ urzeka ciepłem subtelnej nostalgii, naturalnością, oraz niewymuszonym pięknem.
W nagraniu solowego debiutu, Bieli towarzyszyły Małgorzata Penkalla i Magdalena Gajdzica z Enchanted Hunters, oraz Karolina Rec, tworząc wspaniałe dopełnienie dla wokalu i gitary w postaci rozmarzonych chórków, oraz pastelowego akompaniamentu instrumentów smyczkowych, klawiszowych i drugiej gitary. Trzeba przyznać, że cudownie słucha się tego subtelnego wsparcia instrumentów towarzyszących, które urokliwą aurą rozmytych wibrujących teł uzupełniają artykulację Michała. Gdy tylko przenikniemy przez wokalno-gitarowy rdzeń płyty, docenimy różnorodność aranżacyjną ujawniającą się w kolejnych planach.
Szczególnie warto zwrócić uwagę na króciutkie, kilkusekundowe momenty wygaszania kolejnych utworów, bądź też pauz wewnątrz. Biela pozostawia tu miejsce na naturalne wyciszanie tematu kompozycji pozwalając na dźwięczne wybrzmiewanie delikatnie dronujących plam wydobywanych z gasnących instrumentów, lub chórków. Ten intrygujący manewr pomaga w kreowaniu muzycznego krajobrazu, wprowadzając pierwiastek oniryczny i nieprzewidywalny w zorganizowaną i zwartą formę piosenki.
Leniwe, rozmarzone ballady Bieli świetnie ilustrują melancholię babiego lata; wypełnionego pastelowymi kolorami, nostalgią wygasającego słońca, rozmytym, sepiowym powietrzem, głębokimi, mrocznymi cieniami i dojmującym poczuciem upływającego czasu. Ta niezwykle intymna płyta, skrojona z jakże prostych elementów, urzekająca czułością i pokorą ma imponującą siłę oddziaływania, trafiającą prosto w serce. Będzie to z pewnością pierwszy album, który zadedykuje do snu swojej córeczce, zwłaszcza znakomicie skomponowaną kołysankę "Oh little darling" z jej ujmującym, skromnym tekstem, kojącą melodią, rewelacyjnymi chórkami i intrygującym brzmieniem instrumentów.
MICHAŁ BIELA - "Michał Biela"
2014, Michał Biela (wydanie własne)