Dawno na łamach tego bloga nie gościła muzyka ze świata. Podobnie jak pod koniec ubiegłego roku moje słuchanie zostało zaabsorbowane bowiem produkcjami krajowymi. Sprzyja temu fakt, że tegoroczne rodzime wydawnictwa utrzymują wysoki poziom artystyczny sprzed roku. Natomiast 2014 w muzyce zagranicznej, w moim mniemaniu wydaje się być jak dotąd mało interesujący. Biorąc pod uwagę ten sam okres ubiegłego roku, kiedy słuchaczy rozpalały muzyczne powroty starych mistrzów, przeplatane ukazującymi się co kilka dni świetnymi debiutami, to w tegorocznej muzyce na świecie ukazało się naprawdę niewiele albumów, które na dłużej przykułoby moją uwagę (może za wyjątkiem płyty Zary McFarlane). Co ciekawe, jako że ubiegły rok minął pod hasłem "najbardziej oczekiwany powrót", "najmocniej oczekiwana premiera" to szczerze powiedziawszy w 2014 tych zaklęć jeszcze nie odnotowałem. Podobnie rzecz ma się z prorokowaniem najlepszej płyty roku. Jak sięgam pamięcią zeszłego kwietnia mieliśmy już do czynienia z kilkoma mocnymi typami, w tym na takie wyrokowanie jeszcze się nie natknąłem. Być może ciekawie dzieje się w gatunkach, które omijam (głównie gitary i hip hop), a może straciłem czujność i wrażliwość koncentrując się jedynie na wydawnictwach polskich? Może wy macie już jakieś poważne typy AD 2014 w muzyce zagranicznej?
Warto jednak, choćby w minimalnym stopniu nadrobić kosmopolityczne zaległości zwłaszcza, że znalazł się ku temu świetny pretekst w postaci debiutanckiej płyty Fatimy Al Quadiri, której premiera zbiegła się z dziesiątymi urodzinami Hyperdub. Choć w trakcie dekady działalności londyński label wydawał już albumy bardziej wizjonerskie i przenikliwe, niejednokrotnie zmieniające paradygmat muzyki elektronicznej, to długogrający debiut Kuwejtki jest materiałem godnym świętowania tych równych urodzin. W intrygujący sposób godzi bowiem zawartość konceptualną z wysokim poziomem wykonawczym, do którego zarówno wytwórnia jak i Al Quadiri przyzwyczaili już swoich słuchaczy.
Konceptem, który stoi za nagraniem "Asiatich" jest refleksja nad mechanizmami adaptowania kultury wschodu przez popkulturę, oraz tworzenia i bezmyślnego rozpowszechniania kulturowych klisz, czy skrótów myślowych w jakich jedna kultura dostrzega i opisuje inną. Priorytetem dla Al Quadiri jest ukazanie bezradności i bezsensowności przekładania jednego kręgu kulturowego narzędziami drugiego, którego rezultatem jest wypaczenie, pastisz i niemożność istnienia poza stereotypami.
Sama artystka w wywiadzie udzielonym Janowi Szubrychtowi z T-Mobile Music ujmuje to tak:"Dzięki studiom lingwistycznym zrozumiałam własną tożsamość, wiele dowiedziałam się o naturze ludzkiej i o tym, jak wyraża się w języku. To naprawdę fascynujące, choć zarazem dość skomplikowane. Dowiedziałam się na przykład, jak wiele stereotypów zakorzenionych jest w języku, jak trudno nam czasem zrozumieć obce kultury, tylko dlatego, że do ich opisania posługujemy się pojęciami, które są fałszywe."
W koncepcji kompozycyjnej i brzmieniowej realizowanej przez Al Quadiri nie doszło do radykalnych zmian od czasów epek "Genre-Specific Xperience" i "Desert Strike". Co prawda producentka wycyzelowała kompozycje, nadała im więcej (orientalnej?) przestrzeni i przejrzystości jednak nadal mamy do czynienia z brzmieniem lawirującym na styku widmowej, syntezatorowej estetyki vaporwave, zrytmizowanej oszczędnymi (para-dubstepowymi, grime'owymi, czy nawet trip-hopowymi) syntetycznymi perkusjonaliami. Namiętnością artystki nadal pozostają "plastikowe" chorusy, oszczędne, syntezatorowe melodie, gęste basy typowe dla bass music, czy charakterystyczne brzmienie instrumentu steel-pan. Miękkie, atłasowe stopy, hi-haty, snare'y i tom-tomy wysubtelniające sekcję rytmiczną dopełniają koncepcję dźwiękową Al Quadiri. Dynamika, oraz oszczędna rytmika "Asiatich"wydaje się imitować dźwięki tradycyjnych azjatyckich perkusjonaliów, pozostawiając przestrzeń na ich spokojne wybrzmiewanie, a warstwa melodyczna subtelnie nawiązuje do chińskich instrumentów strunowych. Kompozycje ubarwiają mandaryńskie wokalizy, zaś klawiszowe motywy orientalnych melodii przemycają nawet bliskowschodnie inklinacje tworząc z całości multikulturowy miszmasz.
Koncept Fatimy Al Quadiri realizowany w ramach albumu "Asiatich"obrazuje fetyszyzację kultury wschodu i demistyfikuje klisze jakimi posługuje się popkultura, aby opisać Azję. Słyszymy zatem Azję spauperyzowaną, spełniającą nasze wyobrażenie o niej, wyimaginowane przez samą popkulturę. W opowieści Al Quadiri obcujemy z orientalną krainą kojarzoną często jedynie z chińskim jedzeniem "Szechuan", wytatuowanymi motywami smoków "Dragon Tattoo", wysokogórskimi klasztorami sztuk walki ("Wudang") spopularyzowanymi i wypaczonymi przez hip-hopowy Wu Tang Clan (nawiązując inspiracjami do Shaolin przybrali nazwę konkurującego klasztoru Wudang Shan?), czy tandetnymi podróbkami ("Shanzhai"). Ten ostatni z przykładów został zmyślnie zrealizowany przez Al Quadiri w utworze otwierającym płytę, jako cover coveru, czyli podróba najbardziej znanej interpretacji piosenki Prince'a "Nothing compares 2 U" wykonywanej przez Sinéad O'Connor.
(Swoją intertekstualną grę Al Qadridi prowadzi również na płaszczyźnie językowej "Asiatich". Rzekomo, (nie jestem w stanie jednak tego osobiście dowieść) wszystkie teksty w języku mandaryńskim są na tej płycie absurdalnymi, wypaczonymi z sensu kolażami, które jednak nie przeszkadzają w zachłystywaniu się lingwistycznym ignorantom dźwięcznością tego języka, łykającym nonsensowne wersy utworów niczym uduchowioną orientalną mantrę)
Płyta "Asiatich" ma ambicje opisać jak obcując w ramach kultury masowej z rządzącą się zupełnie innymi kodami cywilizacją (w tym przypadku chińską) mamy do czynienia jedynie z symulakrą, gdzie wyimaginowany obraz przesłania rzeczywistość, tworząc fantomowe ikony, którymi bezrefleksyjnie karmi się popkultura.
Oczekiwany debiut Al Quadiri to muzycznie bardzo przejrzysty i spójny album, zachwycający brzmieniem i intrygujący konceptualną otoczką. Zwartych, starannie zrytmizowanych kompozycji, oszczędnych w środki wyrazu i nieprzeładowanych, ani dźwiękami, ani emocjami słucha się z zapartym tchem, bez trudu dając uwieść się (sfingowanej) atmosferze orientu.
FATIMA AL QUADIRI - "Asiatich"
2014, Hyperdub
(Swoją intertekstualną grę Al Qadridi prowadzi również na płaszczyźnie językowej "Asiatich". Rzekomo, (nie jestem w stanie jednak tego osobiście dowieść) wszystkie teksty w języku mandaryńskim są na tej płycie absurdalnymi, wypaczonymi z sensu kolażami, które jednak nie przeszkadzają w zachłystywaniu się lingwistycznym ignorantom dźwięcznością tego języka, łykającym nonsensowne wersy utworów niczym uduchowioną orientalną mantrę)
Płyta "Asiatich" ma ambicje opisać jak obcując w ramach kultury masowej z rządzącą się zupełnie innymi kodami cywilizacją (w tym przypadku chińską) mamy do czynienia jedynie z symulakrą, gdzie wyimaginowany obraz przesłania rzeczywistość, tworząc fantomowe ikony, którymi bezrefleksyjnie karmi się popkultura.
Oczekiwany debiut Al Quadiri to muzycznie bardzo przejrzysty i spójny album, zachwycający brzmieniem i intrygujący konceptualną otoczką. Zwartych, starannie zrytmizowanych kompozycji, oszczędnych w środki wyrazu i nieprzeładowanych, ani dźwiękami, ani emocjami słucha się z zapartym tchem, bez trudu dając uwieść się (sfingowanej) atmosferze orientu.
FATIMA AL QUADIRI - "Asiatich"
2014, Hyperdub