Kaskady smutku i melancholii spływają tu z każdego dźwięku, a nastrój przygnębienia szybko udziela się słuchaczowi. A jednak to piękny i inspirujący album.
Dziesięć lat temu w wytwórni Monotype ukazała się jedna z moich ulubionych płyt rodzimej elektroniki „Drafts” Dawida Szczęsnego. Niezwykle skromna, ciepła, cicha, melancholijna. Słychać na niej zarówno inspiracje muzyką Erika Satie, field recordingiem jak i glitchową berlińską elektroniką (wcale nie zdziwiłem się kiedy algorytm Youtube po kompozycji Szczęsnego wyrzucił mi utwór Jana Jelinka z płyty „Loop Finding Jazz Records”). Pamięć o płycie zaginęła, między innymi w cieniu projektów, które zdobyły sobie dość dużą rozpoznawalność na scenie rodzimej muzyki alternatywnej (Niwea). Jednak Szczęsny pomimo licznych muzycznych epizodów, wciąż pozostaje twórcą niezwykle wrażliwym, nagrywającym kameralne, nastrojowe elektroniczne nokturny. Udowadnia to wydana we wrześniu trzecia płyta jego solowego projektu Normal Echo; „Kaskady”.
Szczęsny zawsze miał znakomite ucho i talent do adaptowania do swoich potrzeb elektronicznych estetyk, co prawda z lekkim opóźnieniem do obowiązujacych trendów, ale z dużym znawstwem tematu i producenckim wyrafinowaniem. Click'n'cuts („Drafts”), ascetyczny hip hop z Anticon (Niwea). W tym kontekście „Kaskady” jawią mi się jako autorska interpretacja estetyki vaporwave, podana w oryginalnej formie quasi–popowej piosenki. Rozmyte, lekko kiczowate barwy syntezatora Yamaha; syntetyczne chorusy, plastikowe brzmienia, przywodzą chwilami na myśl fundamentalne dla gatunku albumy Daniela Lopatina, Jamesa Ferraro, czy Macintosh Plus. Sięgnięcie do repozytorium vaporwave'owych brzmień będących kwintesencją melancholii i zagubienia w cyfrowym oceanie, nie jest wyborem tylko estetycznym. Na wskroś syntetyczny akompaniament sprawdza się jako doskonały nośnik neurotycznych tekstów śpiewanych przez Szczęsnego.
Aranżacja muzyczna „Kaskad” wykreowana z palety ciepłych dźwięków, paradoksalnie tworzy chłodny klimat, korespondujący z intymnym i niepokojącym nastrojem piosenek. Mają rację zatem Bartek Chaciński i Jarek Szczęsny przywołując skojarzenia z twórczością Janerki, Ciechowskiego, czy Króla. Twórczość wszystkich wymienionych najeżona jest bowiem licznymi neurozami, znajdującymi swe ujście w oszczędnym akompaniamencie.
Wokal Dawida Szczęsnego na tle podkładów wydaje się wręcz przeźroczysty. Nieśmiały, wysoki, łagodny. Jednak ładunek emocjonalny tkwiący w tym głosie jest ogromnego kalibru. Pobrzmiewa w nim dojmujący smutek i niepewność, która wyraża się najpełniej mroczną poetyką tekstów. „Kaskady” otwiera sentencja „Zapewniam wszystkich o moich dobrych intencjach / Przyrzekam na zawsze przejmować się wszystkim”, która niejako narzuca pozostałym piosenkom przygnębiającą perspektywę. Teksty kolejnych utworów nie pozostawiają złudzeń co do stanu ducha autora; dojmujący pesymizm („z daleka oglądam i od dawna wiem że wszystko skończy się źle"); wypalenie zawodowe („zostać tu, kiedy cały świat się trzęsie, muszę zostać tu, porównywać wyniki z wczoraj z dzisiejszym stanem rzeczy, rozkazy przychodzą pocztą prosto w serce”; „wyścig po ostateczne dobra, wyścig już tylko do końca dnia” ); czy wręcz schizofrenia („do wyboru mam światy, które sobie wymyślę”; „Ja stoję na baczność i słucham rozkazów zza pleców tylko dla mnie”; „z ukrytym urojeniem zamienisz się miejscami”). Mimo wszechobecnej traumy ukrytej w muzyce, głosie i w tekstach nie można jednak odmówić piosenką Szczęsnego osobliwego uroku. Zawarta w nich intymność, emocjonalny ekshibicjonizm są szczere i bezpretensjonalne. Gorzki, ale i piękny ten smutek.
Bohater, podmiot liryczny „Kaskad” to osoba wrażliwa, rozczarowana otaczającym światem, przytłoczona traumą i zapatrzona w swoje zranione wnętrze. Myśląc o nim przed oczami stają mi obrazy Edwarda Hoopera i przedstawione na nich postacie. Nieobecne, zawisłe w melancholii, z poczuciem straty rysującej się na twarzach. Otaczająca je rzeczywistość jest projekcją ich dusz. Wnętrza i krajobrazy co prawda mienią się kolorami i wibrują światłem, ale pod tą warstwą skrywają posępne tajemnicę. Powietrze jest ciężkie, pełne napięcia, zadumy i samotności. Zarówno w malarstwie Hoopera, jak i w tekstach Szczęsnego istotnym elementem są okna. Autor śpiewa: „Dom się zbliża ciężko oknami w noc” („Dom idzie”); „Spóźnione osoby mają cały świat za szybą” („Za szybą”); „Po obudzeniu, idą za oknem dachy wysokich budynków" („Hotele”). Nie trzeba długo przeglądać albumy Hoopera, aby bezpośrednio powiązać obrazy Amerykanina ze wspomnianymi wersami (kolejno: „Pokoje do wynajęcia” 1945; „Okno w hotelu” 1956; „Biuro w małym miasteczku” 1953). Warto zaznaczyć, że również w solowej twórczości drugiego z członków Niwei, okno stanowi istotny punkt odniesienia w twórczości. U Bąkowskiego w „Telegazie” jest kadrem, z którym artysta przycina rzeczywistość. U Szczęsnego, podobnie jak u Hoopera okno jest projektorem wyświetlającym krajobraz wewnętrzny bohaterów.
„Kaskady” Szczęsnego domykają neurotyczną trylogię, w skład której wchodzą dwa inne tegoroczne wydawnictwa Latarni; „No Fun” Piernikowskiego i „Gruda” 1988. Wszystkie trzy płyty łączy posępna atmosfera, mroczny, pełen melancholii klimat, poczucie niedopasowania, czy wręcz wyautowania z otaczającej rzeczywistości. W przypadku płyty Normal Echo smutek w polskiej muzyce już dawno nie był tak dojmujący, a zarazem tak urzekający.
NORMAL ECHO „Kaskady”
2017, Latarnia
Dziesięć lat temu w wytwórni Monotype ukazała się jedna z moich ulubionych płyt rodzimej elektroniki „Drafts” Dawida Szczęsnego. Niezwykle skromna, ciepła, cicha, melancholijna. Słychać na niej zarówno inspiracje muzyką Erika Satie, field recordingiem jak i glitchową berlińską elektroniką (wcale nie zdziwiłem się kiedy algorytm Youtube po kompozycji Szczęsnego wyrzucił mi utwór Jana Jelinka z płyty „Loop Finding Jazz Records”). Pamięć o płycie zaginęła, między innymi w cieniu projektów, które zdobyły sobie dość dużą rozpoznawalność na scenie rodzimej muzyki alternatywnej (Niwea). Jednak Szczęsny pomimo licznych muzycznych epizodów, wciąż pozostaje twórcą niezwykle wrażliwym, nagrywającym kameralne, nastrojowe elektroniczne nokturny. Udowadnia to wydana we wrześniu trzecia płyta jego solowego projektu Normal Echo; „Kaskady”.
Szczęsny zawsze miał znakomite ucho i talent do adaptowania do swoich potrzeb elektronicznych estetyk, co prawda z lekkim opóźnieniem do obowiązujacych trendów, ale z dużym znawstwem tematu i producenckim wyrafinowaniem. Click'n'cuts („Drafts”), ascetyczny hip hop z Anticon (Niwea). W tym kontekście „Kaskady” jawią mi się jako autorska interpretacja estetyki vaporwave, podana w oryginalnej formie quasi–popowej piosenki. Rozmyte, lekko kiczowate barwy syntezatora Yamaha; syntetyczne chorusy, plastikowe brzmienia, przywodzą chwilami na myśl fundamentalne dla gatunku albumy Daniela Lopatina, Jamesa Ferraro, czy Macintosh Plus. Sięgnięcie do repozytorium vaporwave'owych brzmień będących kwintesencją melancholii i zagubienia w cyfrowym oceanie, nie jest wyborem tylko estetycznym. Na wskroś syntetyczny akompaniament sprawdza się jako doskonały nośnik neurotycznych tekstów śpiewanych przez Szczęsnego.
Aranżacja muzyczna „Kaskad” wykreowana z palety ciepłych dźwięków, paradoksalnie tworzy chłodny klimat, korespondujący z intymnym i niepokojącym nastrojem piosenek. Mają rację zatem Bartek Chaciński i Jarek Szczęsny przywołując skojarzenia z twórczością Janerki, Ciechowskiego, czy Króla. Twórczość wszystkich wymienionych najeżona jest bowiem licznymi neurozami, znajdującymi swe ujście w oszczędnym akompaniamencie.
Wokal Dawida Szczęsnego na tle podkładów wydaje się wręcz przeźroczysty. Nieśmiały, wysoki, łagodny. Jednak ładunek emocjonalny tkwiący w tym głosie jest ogromnego kalibru. Pobrzmiewa w nim dojmujący smutek i niepewność, która wyraża się najpełniej mroczną poetyką tekstów. „Kaskady” otwiera sentencja „Zapewniam wszystkich o moich dobrych intencjach / Przyrzekam na zawsze przejmować się wszystkim”, która niejako narzuca pozostałym piosenkom przygnębiającą perspektywę. Teksty kolejnych utworów nie pozostawiają złudzeń co do stanu ducha autora; dojmujący pesymizm („z daleka oglądam i od dawna wiem że wszystko skończy się źle"); wypalenie zawodowe („zostać tu, kiedy cały świat się trzęsie, muszę zostać tu, porównywać wyniki z wczoraj z dzisiejszym stanem rzeczy, rozkazy przychodzą pocztą prosto w serce”; „wyścig po ostateczne dobra, wyścig już tylko do końca dnia” ); czy wręcz schizofrenia („do wyboru mam światy, które sobie wymyślę”; „Ja stoję na baczność i słucham rozkazów zza pleców tylko dla mnie”; „z ukrytym urojeniem zamienisz się miejscami”). Mimo wszechobecnej traumy ukrytej w muzyce, głosie i w tekstach nie można jednak odmówić piosenką Szczęsnego osobliwego uroku. Zawarta w nich intymność, emocjonalny ekshibicjonizm są szczere i bezpretensjonalne. Gorzki, ale i piękny ten smutek.
Bohater, podmiot liryczny „Kaskad” to osoba wrażliwa, rozczarowana otaczającym światem, przytłoczona traumą i zapatrzona w swoje zranione wnętrze. Myśląc o nim przed oczami stają mi obrazy Edwarda Hoopera i przedstawione na nich postacie. Nieobecne, zawisłe w melancholii, z poczuciem straty rysującej się na twarzach. Otaczająca je rzeczywistość jest projekcją ich dusz. Wnętrza i krajobrazy co prawda mienią się kolorami i wibrują światłem, ale pod tą warstwą skrywają posępne tajemnicę. Powietrze jest ciężkie, pełne napięcia, zadumy i samotności. Zarówno w malarstwie Hoopera, jak i w tekstach Szczęsnego istotnym elementem są okna. Autor śpiewa: „Dom się zbliża ciężko oknami w noc” („Dom idzie”); „Spóźnione osoby mają cały świat za szybą” („Za szybą”); „Po obudzeniu, idą za oknem dachy wysokich budynków" („Hotele”). Nie trzeba długo przeglądać albumy Hoopera, aby bezpośrednio powiązać obrazy Amerykanina ze wspomnianymi wersami (kolejno: „Pokoje do wynajęcia” 1945; „Okno w hotelu” 1956; „Biuro w małym miasteczku” 1953). Warto zaznaczyć, że również w solowej twórczości drugiego z członków Niwei, okno stanowi istotny punkt odniesienia w twórczości. U Bąkowskiego w „Telegazie” jest kadrem, z którym artysta przycina rzeczywistość. U Szczęsnego, podobnie jak u Hoopera okno jest projektorem wyświetlającym krajobraz wewnętrzny bohaterów.
„Kaskady” Szczęsnego domykają neurotyczną trylogię, w skład której wchodzą dwa inne tegoroczne wydawnictwa Latarni; „No Fun” Piernikowskiego i „Gruda” 1988. Wszystkie trzy płyty łączy posępna atmosfera, mroczny, pełen melancholii klimat, poczucie niedopasowania, czy wręcz wyautowania z otaczającej rzeczywistości. W przypadku płyty Normal Echo smutek w polskiej muzyce już dawno nie był tak dojmujący, a zarazem tak urzekający.
NORMAL ECHO „Kaskady”
2017, Latarnia