Nowa płyta kIRk pozostawia w zamyśleniu i zasłuchaniu. Pasjonuje subtelnością użytych środków, bogactwem detali, frapuje odrealnionym, retrofuturologicznym klimatem.
kIRk na krążku „Ich dzikie serca” to monolit; zespół w pełnym tego słowa znaczeniu. Mimo nagromadzenia w składzie wyrazistych artystycznych osobowości; świetnych instrumentalistów i producentów, podstawą jest kolektyw. Tu nikt nie wyróżnia się ponad resztę. Albo inaczej, wszyscy wyróżniają się na równym, znakomitym poziomie. Paweł Bartnik aranżacją smakowitej elektroniki, o wspaniałym, głębokim brzmieniu, którego źródeł możemy doszukiwać się na ubiegłorocznym, solowym albumie „Przeciwciała”. Filip Kalinowski (były już członek zespołu) doborem intrygujących, egzotycznych sampli, efektami brzmieniowymi, czy subtelnymi scratchami. Olgierd Dokalski swą lakoniczną, ale do głębi przejmującą trąbką, która często ukrywa się w tłach, nie zaburzając kolektywnej harmonii. Eteryczna Antonina Nowacka magnetyzującą uwagę słuchacza swoją widmową wokalizą. Mimo, że w didaskaliach czytamy, że jest to „płyta o głodzie poznania, przekraczaniu granic i szaleńczej wręcz odwadze...”, żadnych granic muzycy kIRk nie forsują, a odwaga objawia się raczej w praktycznej powściągliwości. Stonowane artykulacje muzyków splatają się w niezwykle plastyczną, działającą na wyobraźnię opowieść, emanującą osobliwym, odrealnionym nastrojem.
kIRk na krążku „Ich dzikie serca” to monolit; zespół w pełnym tego słowa znaczeniu. Mimo nagromadzenia w składzie wyrazistych artystycznych osobowości; świetnych instrumentalistów i producentów, podstawą jest kolektyw. Tu nikt nie wyróżnia się ponad resztę. Albo inaczej, wszyscy wyróżniają się na równym, znakomitym poziomie. Paweł Bartnik aranżacją smakowitej elektroniki, o wspaniałym, głębokim brzmieniu, którego źródeł możemy doszukiwać się na ubiegłorocznym, solowym albumie „Przeciwciała”. Filip Kalinowski (były już członek zespołu) doborem intrygujących, egzotycznych sampli, efektami brzmieniowymi, czy subtelnymi scratchami. Olgierd Dokalski swą lakoniczną, ale do głębi przejmującą trąbką, która często ukrywa się w tłach, nie zaburzając kolektywnej harmonii. Eteryczna Antonina Nowacka magnetyzującą uwagę słuchacza swoją widmową wokalizą. Mimo, że w didaskaliach czytamy, że jest to „płyta o głodzie poznania, przekraczaniu granic i szaleńczej wręcz odwadze...”, żadnych granic muzycy kIRk nie forsują, a odwaga objawia się raczej w praktycznej powściągliwości. Stonowane artykulacje muzyków splatają się w niezwykle plastyczną, działającą na wyobraźnię opowieść, emanującą osobliwym, odrealnionym nastrojem.
Sugestywne, retrofuturologiczne klipy, grafika okładkowa, tytuły i tekst o kosmicznych podróżach w nieznane i spotkaniach z obcymi, to pozamuzyczny fundament fabuły płyty „Ich dzikie serca”. Choć długo broniłem się przed narzuceniem sobie tej narracji, w końcu uległem urzeczony sugestywnością muzycznej ilustracji. Wszystko co kryje się pod kliszami „kosmiczne pejzaże”, „kosmiczne brzmienia” zostaje tu podane bez banału i blagi. Intrygują szczególnie lapidarne linie melodyczne, utrwalane analogowymi barwami klawiszy. Zaskakują efekty dźwiękowe rodem z kina si-fi, dziwaczne, nieokreślone odgłosy pobudzająco oddziałujące na wyobraźnię. Wreszcie artykulacja Nowackiej, której inkantacje jawią się tutaj niczym obcy, pozaziemski dialekt. Za sprawą wokalistki i trębacza Olgierda Dokalskiego narzucony w opisie płyty motyw kosmiczny, zyskuje zaskakujący w tym kontekście poboczny wątek folkowy. Artykulacje Nowackiej postrzegam bowiem jako omni-folk; pozbawiony granic i kulturowego przywiązania do terytorium, absorbujący liczne tradycje, epoki i języki, aby na ich kanwie odnaleźć uniwersalną ekspresję; nowe esperanto. Wątki ludowe zostają tu przeszczepione również wprost z natchnionego bliskim wschodem wspaniałego albumu„Mirza Tarak” Dokalskiego. Przykładem może być kompozycja „Nie jesteśmy tu sami” Niemal w pełni akustyczny (trąbka i wokal) szkic, zdaje się być wręcz cytatem zaczerpniętym z udźwiękowionej historii Jakuba Murzy Buczackiego. Z kolei w tytułowej kompozycji „Ich dzikie serca” zestawienie ze sobą fletu i sążnistych elektronicznych uderzeń na początku utworu, pozwala doszukać się motywów muzycznych tożsamych z tradycją Indian Ameryki Południowej. To zaś prowokuje do przeniesienia akcji fabularnej z kosmicznych otchłani do amazońskiej dżungli forsowanej przez konkwistadorów. Wyobrażenie to potęgują dodatkowo pojawiające się w utworze „Bez powrotu” odgłosy przypominające okrzyki małp. Z resztą na całej płycie roi się wręcz od dźwięków niezbornych i nieoczekiwanych.
„Ich dzikie serca” kryją w swoich wnętrzach jakąś tajemnicę, do której nie potrafię dotrzeć. Płytę odsłuchałem kilkadziesiąt razy przyciągany jej zjawiskowym powabem, nadal jednak wymyka mi się ona przed dookreśleniem słowami. Wciąż nie czuję się usatysfakcjonowany, próbując zwerbalizować to co mnie w tej płycie tak bardzo intryguje i urzeka. Pozwolę sobie zatem postrzegać ów muzyczne doświadczenie jakie zaserwował nam kIRk, jako odpowiednik Monolitu z „2001: Odysei kosmicznej” (w alegorycznym i natchnionym mistyką ujęciu Stanleya Kubricka). Zagadkowego obiektu mocy, nieokreślonego, pociągającego, otwierającego szerokie pole do interpretacyjnych projekcji.
kIRk „Ich dzikie serca”
2018, Fundacja Kaisera Söze
„Ich dzikie serca” kryją w swoich wnętrzach jakąś tajemnicę, do której nie potrafię dotrzeć. Płytę odsłuchałem kilkadziesiąt razy przyciągany jej zjawiskowym powabem, nadal jednak wymyka mi się ona przed dookreśleniem słowami. Wciąż nie czuję się usatysfakcjonowany, próbując zwerbalizować to co mnie w tej płycie tak bardzo intryguje i urzeka. Pozwolę sobie zatem postrzegać ów muzyczne doświadczenie jakie zaserwował nam kIRk, jako odpowiednik Monolitu z „2001: Odysei kosmicznej” (w alegorycznym i natchnionym mistyką ujęciu Stanleya Kubricka). Zagadkowego obiektu mocy, nieokreślonego, pociągającego, otwierającego szerokie pole do interpretacyjnych projekcji.
kIRk „Ich dzikie serca”
2018, Fundacja Kaisera Söze