Zahibernowana muzyka Piotra z Grudziądza niemal pięćset lat czekała na swojego odkrywcę. Bastarda zaś w intrygujący sposób powiązała jego muzykę z współczesną ekspresją.
O istnieniu Petrusa Wilhelmiego świat dowiedział się w 1975 roku za sprawą czeskiego badacza i muzykologa Jaromira Černego, który na trop średniowiecznego kompozytora natknął się w niezwykłych okolicznościach, odszyfrowując akrostych „Petrus” w grupie anonimowych polifonicznych kompozycji. Tak chętnie uznawany za pierwszego polskiego kompozytora Petrus, okazał się jednak przede wszystkim kosmopolitą tworzącym bez związku z granicami terytorialnymi, podrózując między Polską, Czechami, Niemcami i Austrią. O tym jak w świecie muzyki dawnej i poważnej została odebrana jego muzyka przeczytacie więcej tutaj. Mnie jednak bardziej zajmuje, jak trio: Szamburski (klarnet) - Górczyński (klarnet basowy) - Pokrzywiński (wiolonczela) dostosowali średniowieczny kanon do współczesnej nomenklatury muzycznej.
Nazwa Bastarda jaką posługują się muzycy została dobrana nieprzypadkowo. Bastarda to średniowieczny krój pisma, łagodzący wcześniejsze ostrokątne czcionki, zwiększający odległości między literami, wprowadzający do pisma przestrzeń, światło i łagodną obłość. Dość łatwo te typograficzne przymioty można przełożyć na dynamikę kompozycji, które znalazły się na „Promitat Eterno”. Płynne i powłóczyste instrumentacje, czy stateczne, kontemplacyjne tempo są nie tylko nawiązaniem do fizjonomii bastardy, ale też formą jaką przybierają polifoniczne pieśni i motety Piotra z Grudziądza zaaranżowane w wersji instrumentalnej. Z lekkością i elegancją konstrukcji silnie kontrastuje monumentalne, burdonowe brzmienie. Przenikające się linie melodyczne, ze względu na charakterystykę tonalną instrumentów, wiążą się ze sobą niezwykle gęsto, eksponując dźwiękową muskulaturę. Nie dziwi zatem, że niskie, splecione w uścisku pasma wiodą słuchacza w stronę muzyki dronowej. Ale to niejedyny walor, dzięki któremu średniowieczna twórczość jawi się jako estetyka bliska współczesności. Popuszczając wodzy wyobraźni odnajdziemy tu ślad doom jazzowej ekspresji, wątki repetytywne, sekwencyjność, a w partiach wiolonczeli może i rustykalną rzewność americany. To wszystko jednak tylko domysły i podszepty intuicji, próbującej ująć fenomen nagrań, które pochodząc sprzed pół millenium, w aranżacji Bastardy ani trochę nie brzmią archaicznie.
„Promitat eterno” jest kolejnym etapem mistycznych poszukiwań po „Ceratitis Capitata” Pawła Szamburskiego i o nagraniach Irchy, w skład której wchodzą miedzy innymi Szamburski i Górczyński. Przenikliwa, nastrojowa Bastarda magnetyzuje słuchacza masywnością i głębią burdonów, których ciężar jak gdyby miał odzwierciedlać przepaść dziejową dzielącą autora kompozycji i jego wykonawców. Wydmuchiwane z klarnetów powietrze drga pod ciężarem dźwięku, a wibrując przeszywa słuchacza swą dostojnością. W poczynaniach tria kryje się niezwykła subtelność gestów, opanowanie i ujmujący za serce liryzm oswajający funeralny charakter muzyki.
BASTARDA „Promitat Eterno”
2017, Lado ABC
O istnieniu Petrusa Wilhelmiego świat dowiedział się w 1975 roku za sprawą czeskiego badacza i muzykologa Jaromira Černego, który na trop średniowiecznego kompozytora natknął się w niezwykłych okolicznościach, odszyfrowując akrostych „Petrus” w grupie anonimowych polifonicznych kompozycji. Tak chętnie uznawany za pierwszego polskiego kompozytora Petrus, okazał się jednak przede wszystkim kosmopolitą tworzącym bez związku z granicami terytorialnymi, podrózując między Polską, Czechami, Niemcami i Austrią. O tym jak w świecie muzyki dawnej i poważnej została odebrana jego muzyka przeczytacie więcej tutaj. Mnie jednak bardziej zajmuje, jak trio: Szamburski (klarnet) - Górczyński (klarnet basowy) - Pokrzywiński (wiolonczela) dostosowali średniowieczny kanon do współczesnej nomenklatury muzycznej.
Nazwa Bastarda jaką posługują się muzycy została dobrana nieprzypadkowo. Bastarda to średniowieczny krój pisma, łagodzący wcześniejsze ostrokątne czcionki, zwiększający odległości między literami, wprowadzający do pisma przestrzeń, światło i łagodną obłość. Dość łatwo te typograficzne przymioty można przełożyć na dynamikę kompozycji, które znalazły się na „Promitat Eterno”. Płynne i powłóczyste instrumentacje, czy stateczne, kontemplacyjne tempo są nie tylko nawiązaniem do fizjonomii bastardy, ale też formą jaką przybierają polifoniczne pieśni i motety Piotra z Grudziądza zaaranżowane w wersji instrumentalnej. Z lekkością i elegancją konstrukcji silnie kontrastuje monumentalne, burdonowe brzmienie. Przenikające się linie melodyczne, ze względu na charakterystykę tonalną instrumentów, wiążą się ze sobą niezwykle gęsto, eksponując dźwiękową muskulaturę. Nie dziwi zatem, że niskie, splecione w uścisku pasma wiodą słuchacza w stronę muzyki dronowej. Ale to niejedyny walor, dzięki któremu średniowieczna twórczość jawi się jako estetyka bliska współczesności. Popuszczając wodzy wyobraźni odnajdziemy tu ślad doom jazzowej ekspresji, wątki repetytywne, sekwencyjność, a w partiach wiolonczeli może i rustykalną rzewność americany. To wszystko jednak tylko domysły i podszepty intuicji, próbującej ująć fenomen nagrań, które pochodząc sprzed pół millenium, w aranżacji Bastardy ani trochę nie brzmią archaicznie.
„Promitat eterno” jest kolejnym etapem mistycznych poszukiwań po „Ceratitis Capitata” Pawła Szamburskiego i o nagraniach Irchy, w skład której wchodzą miedzy innymi Szamburski i Górczyński. Przenikliwa, nastrojowa Bastarda magnetyzuje słuchacza masywnością i głębią burdonów, których ciężar jak gdyby miał odzwierciedlać przepaść dziejową dzielącą autora kompozycji i jego wykonawców. Wydmuchiwane z klarnetów powietrze drga pod ciężarem dźwięku, a wibrując przeszywa słuchacza swą dostojnością. W poczynaniach tria kryje się niezwykła subtelność gestów, opanowanie i ujmujący za serce liryzm oswajający funeralny charakter muzyki.
BASTARDA „Promitat Eterno”
2017, Lado ABC