Po ostatnich solowych dokonaniach Mike'a Majkowskiego, byłem szalenie ciekaw, jaki dalszy kształt obierze twórczy redukcjonizm, w kierunku którego od dłuższego czasu podąża muzyk. Czy jest możliwe, aby posunąć ascetyczność jeszcze dalej niż na płytach "Bright Astonishment of the Night", czy "Neighbouring Objects"?
Z pozoru, zmiany w procesie twórczym Majkowskiego są znikome. Od początku "Swimming in Light" - nowej płyty,wydanej w barwach renomowanego brytyjskiego (obecnie przeniesionego do Belgii) wydawnictwa Entr'acte - wita nas znak rozpoznawczy Majkowskiego. Rozwibrowany, piskliwy dron, będący w rzeczywistości dźwiękiem kontrabasowej struny, intensywnie pocieranej smyczkiem. Równolegle towarzyszy mu chropowata, metaliczna tekstura, efekt spreparowanego brzmienia perkusyjnych talerzy. To oś kompozycji, wybrzmiewająca do końca utworu "Radio Weather Vending Machine"zmieniająca w toku narracji jedynie wysokość dźwięku (choć są to drobne przesunięcia). Wraz z pojawieniem się dwóch naprzemiennych tonów gitary basowej, kompozycja nabiera podskórnego rytmu, a co za tym idzie jej dramaturgia wzrasta. Dalej, wokół rdzenia, zaczynają z wolna orbitować kolejne dźwiękowe artefakty. Wibrafon, mechaniczne piski o niewiadomym pochodzeniu, szumy, analogowy syntezator. Owo wymienianie, kolejnych wydarzeń następujących po sobie, jest zabiegiem, którego staram się już unikać; każdy zainteresowany przecież sam przesłucha i prześledzi rozwój wypadków. W przypadku "Radio Weather Vending Machine", zabieg wydaje się jednak niezbędny, do odnotowania schematu wedle jakiego został ten utwór nagrany, a w szerszej perspektywie do ujrzenia ewolucji, która pojawiła się w ramach minimalistycznej ekspresji Majkowskiego.
Otóż, ten uznany na światowej scenie free improv artysta, postanowił tym razem sięgnąć po sporą jak, na swoje poczynania, ilość instrumentów. Jednak, co znamienne, z każdego z nich wydobywa TYLKO JEDEN dźwięk. Zazwyczaj jest on powtarzany w szerszych lub węższych odcinkach czasu i delikatnie modulowany przez artystę; wytłumiany filtrami, bądź rezonujący pogłosem. Majkowski chętnie manipuluje obwiednią dźwięków, długością ich narastania i wybrzmiewania. Stąd też pojedyncze tony zmieniają swój stan skupienia, ewoluując od ostrego, punktowego uderzenia do dźwiękowej smugi. Statyczna materia muzyki okazuje się być jedynie złudzeniem, dzieje się tu bowiem o wiele więcej, niż moglibyśmy się spodziewać. Cała fonosfera, wykreowana przez Polaka z Australijskim paszportem wibruje w delirycznym podrygu.
W drugiej kompozycji "Structure & Posture" anatomią muzyki Majkowskiego rządzą te same minimalistyczne zasady. Jedynie nastrój nagrania został uspokojony. Pojawia się więcej momentów tonalnych, których współbrzmienie tworzy nawet coś na kształt melodii. Koincydencja pojedynczych dźwięków kontrabasu, gitary basowej, a zwłaszcza obecność ciepłych uderzeń wibrafonu i klawisza fortepianu, ewoluuje w mroczną, doom jazzową "balladę", o natchnionej, lirycznej aurze.
Majkowski tworzy swoje linearne i symetryczne suity z dźwięków prostych, które drąży, modyfikuje, zestawia z sobą, badając ich wspólne oddziaływanie. Redukcjonizm muzyczny, który go inspiruje przybiera na "Swimming in Light" co raz to inne oblicza i kierunki. W przypadku pierwszego nagrania proces ograniczania został przeprowadzony na rozszerzonej palecie instrumentów. Rezultatem zaś jest gęsta, zwarta kompozycja, w której elektroakustyczny ambient przybiera minimalistyczny sznyt. W drugim do głosu dochodzi fabularyzacja, która dokonuje się z pomocą szczątkowej quasi melodii.
Okazuje się, że Majkowski choć wciąż hołduje ascezie i repetycji, nie jest ortodoksem swojej metody artystycznej, a jego idée fixe nie przesłania samej muzyki. Jest, podobnie jak Tomek Mirt w swojej estetyce, twórcą, obracającym się w orbicie swoich lejtmotywów, poszukującym dla nich optymalnej formy wyrazu.
MIKE MAJKOWSKI "Swimming in Light"
2016, Entr'acte
Z pozoru, zmiany w procesie twórczym Majkowskiego są znikome. Od początku "Swimming in Light" - nowej płyty,wydanej w barwach renomowanego brytyjskiego (obecnie przeniesionego do Belgii) wydawnictwa Entr'acte - wita nas znak rozpoznawczy Majkowskiego. Rozwibrowany, piskliwy dron, będący w rzeczywistości dźwiękiem kontrabasowej struny, intensywnie pocieranej smyczkiem. Równolegle towarzyszy mu chropowata, metaliczna tekstura, efekt spreparowanego brzmienia perkusyjnych talerzy. To oś kompozycji, wybrzmiewająca do końca utworu "Radio Weather Vending Machine"zmieniająca w toku narracji jedynie wysokość dźwięku (choć są to drobne przesunięcia). Wraz z pojawieniem się dwóch naprzemiennych tonów gitary basowej, kompozycja nabiera podskórnego rytmu, a co za tym idzie jej dramaturgia wzrasta. Dalej, wokół rdzenia, zaczynają z wolna orbitować kolejne dźwiękowe artefakty. Wibrafon, mechaniczne piski o niewiadomym pochodzeniu, szumy, analogowy syntezator. Owo wymienianie, kolejnych wydarzeń następujących po sobie, jest zabiegiem, którego staram się już unikać; każdy zainteresowany przecież sam przesłucha i prześledzi rozwój wypadków. W przypadku "Radio Weather Vending Machine", zabieg wydaje się jednak niezbędny, do odnotowania schematu wedle jakiego został ten utwór nagrany, a w szerszej perspektywie do ujrzenia ewolucji, która pojawiła się w ramach minimalistycznej ekspresji Majkowskiego.
Otóż, ten uznany na światowej scenie free improv artysta, postanowił tym razem sięgnąć po sporą jak, na swoje poczynania, ilość instrumentów. Jednak, co znamienne, z każdego z nich wydobywa TYLKO JEDEN dźwięk. Zazwyczaj jest on powtarzany w szerszych lub węższych odcinkach czasu i delikatnie modulowany przez artystę; wytłumiany filtrami, bądź rezonujący pogłosem. Majkowski chętnie manipuluje obwiednią dźwięków, długością ich narastania i wybrzmiewania. Stąd też pojedyncze tony zmieniają swój stan skupienia, ewoluując od ostrego, punktowego uderzenia do dźwiękowej smugi. Statyczna materia muzyki okazuje się być jedynie złudzeniem, dzieje się tu bowiem o wiele więcej, niż moglibyśmy się spodziewać. Cała fonosfera, wykreowana przez Polaka z Australijskim paszportem wibruje w delirycznym podrygu.
W drugiej kompozycji "Structure & Posture" anatomią muzyki Majkowskiego rządzą te same minimalistyczne zasady. Jedynie nastrój nagrania został uspokojony. Pojawia się więcej momentów tonalnych, których współbrzmienie tworzy nawet coś na kształt melodii. Koincydencja pojedynczych dźwięków kontrabasu, gitary basowej, a zwłaszcza obecność ciepłych uderzeń wibrafonu i klawisza fortepianu, ewoluuje w mroczną, doom jazzową "balladę", o natchnionej, lirycznej aurze.
Majkowski tworzy swoje linearne i symetryczne suity z dźwięków prostych, które drąży, modyfikuje, zestawia z sobą, badając ich wspólne oddziaływanie. Redukcjonizm muzyczny, który go inspiruje przybiera na "Swimming in Light" co raz to inne oblicza i kierunki. W przypadku pierwszego nagrania proces ograniczania został przeprowadzony na rozszerzonej palecie instrumentów. Rezultatem zaś jest gęsta, zwarta kompozycja, w której elektroakustyczny ambient przybiera minimalistyczny sznyt. W drugim do głosu dochodzi fabularyzacja, która dokonuje się z pomocą szczątkowej quasi melodii.
Okazuje się, że Majkowski choć wciąż hołduje ascezie i repetycji, nie jest ortodoksem swojej metody artystycznej, a jego idée fixe nie przesłania samej muzyki. Jest, podobnie jak Tomek Mirt w swojej estetyce, twórcą, obracającym się w orbicie swoich lejtmotywów, poszukującym dla nich optymalnej formy wyrazu.
MIKE MAJKOWSKI "Swimming in Light"
2016, Entr'acte