Zdaję sobie sprawę, że pisanie o muzyce przez pryzmat zjawisk klimatycznych, pogodowych, czy przyrodniczych to wytrych wyświechtany, maskujący często recenzencką niemoc. To wymyk, stary niczym związek sztuki z przyrodą. Jednak w momencie kiedy autor muzyki samemu narzuca kontekst przyrodniczy, czuje się poniekąd usprawiedliwiony pisząc o słotach i babich latach. Mam graniczące z pewnością przeświadczenie, że muzycy i ich wydawcy planując katalogi przywiązują dużą rolę do korelacji między porą roku, a nastrojem publikowanych nagrań. Jesienią przypada wysyp wydawnictw obleczonych melancholijną aurą. O dwóch świetnych napisał Michał Wieczorek na swoim równie świetnym blogu "Na obrzeżach". Ja z kolei, postaram się opisać kolejne dwa, gdzie inspiracja, jesienną porą roku, wyrażona została klimatem, tytułem, bądź duchem nagrania. Obie premiery, wydane pod szyldem Zoharum, są głęboko zanurzone w ambientowej estetyce, w której, nomen omen panuje permanentny stan jesieni.
GUNTER SCHLIENZ "Autumn"
Pierwsza z premier, to materiał nagrany przez Guntera Schlienz'a, postać dobrze znaną na ambientowej i eksperymentalnej scenie, również w naszym kraju. W ubiegłym roku rodzime Wounded Knife opublikowało split z Fischerle, na którym znalazła się kompozycja tego konstruktora modularnych systemów. On sam zaś, jako szef cenionej kasetowej oficyny Cosmic Winnetou, wydał opisywane tu nagrania Micromelancolie. "Autumn", materiał przygotowany dla Zoharum to analogowa suita oddająca wielobarwną melancholię trzeciej pory roku.
Trylogia jesienna Schlienz'a to trzy długie, wysmakowane kompozycje, skrojone z ciepłych, brzmień syntezatorów modularnych. Każda z nich, zadedykowana innemu miesiącowi panującej obecnie pory roku, została oparta na tym samym schemacie, przypominającym odjazd kamery filmowej. Początek to detal. Szkic melodii, skupienie na brzmieniu i jego atłasowej fakturze. Powolny, elegancki ruch rozszerza perspektywę nagrania. Pojawiają się rozłożyste analogowe plamy, a główny wątek melodii zaczyna rozsiewać pogłosy, które rezonują szerokimi pasażami współbrzmień. Arsenał instrumentalny pozostaje bez zmian, nie licząc fragmentarycznego użycia perkusji i waltorni, zatem rozwijanie się narracji jest zasługą dodawania kolejnych śladów i wypiętrzania ich za pomocą analogowych efektów. Rezultat jest niezwykle zmysłowy i kojący, bowiem Schlienz dokonuje swoich ingerencji w sposób niebywale elegancki. Brak tu zarówno gwałtownych wydarzeń, skoków dramaturgii, jak również epatowania mrokiem, szumem, czy dekonstrukcją.
"Autumn"to kwintesencja "slow music", wytwornie podana, liryczna i zmysłowa. Uwodząca brzmieniem i emanująca melancholią. Z wolna gęstniejąca i opadająca niczym jesienna mgła, której całun zaciera detale, tłumi kontrasty i wprowadza oniryczną atmosferę.
AB INTRA "Henosis"
Druga z premier i jej syntetyczny charakter, niewiele wspólnego ma, co prawda z naturą, aczkolwiek słotna, jesienna aura jak żadna inna sprzyja jej odbiorowi.
Autorem "Henosis" jest Radosław Kamiński, od 2006 roku, prezentujący swą zanurzoną w mrocznym ambiencie twórczość pod nazwą Ab Intra. Większość z jego dotychczasowych wydawnictw ukazało się pod egidą gdańskiego Zoharum. Najnowsze nagrania to suma wcześniejszych doświadczeń dźwiękowych, doprowadzonych do najbardziej dojrzałej formy. To również, jak dotąd, najmroczniejsze i najbardziej przenikliwe wcielenie Ab Intra. Nie ma lepszej pory na premierę tego materiału.
Dźwiękowa metoda, od dekady kształtowana przez Kamińskiego doczekała się swojego najciekawszego ujęcia głównie za sprawą świadomej redukcji, do której doszło zarówno w narracji jak i brzmieniu. Autor wyhodował brzmienie na tyle masywne, przenikliwe i rezonujące, że mógł spokojnie ograniczyć warstwę formalną i fabularną. Odrzucił więc narracyjne budowanie opowieści, na rzecz prostego, bijącego bezpośrednio z brzmienia, oddziaływania. Zrezygnował z wszelkich kontrastów, detali, czy zdobień, na rzecz potężnego, dźwiękowego budulca, złożonego ze spiętrzonej wielowarstwowej tekstury. Syntetyczny masyw uderza i odurza swoją potęgą. Jego siła tkwi w starannie dobranych i współbrzmiących ścieżkach szumów, dronów. Plan brzmieniowy idealnie harmonizuje wysokie, piskliwe szumy z tęgimi basami snującymi się w dolnych rejestrach, oraz środkowymi pasmami przenoszącymi rozwibrowany syntezatorowy dron, dający złudzenie przetworzonych cyfrowo barw klawesynu, czy organów. Rozpięte w czasie struktury przesuwają się majestatycznie, niczym góry lodowe, sprawiając wrażenie trwania dźwięku. Dźwięku wielowymiarowego, którego warto odczuwać głośno, nie tylko uchem ale i ciałem. W tym celu Kamiński zastosował ciekawy manewr w postaci długiego, z wolna "głośniejącego" wstępu. Wymuszając niejako na słuchaczach podkręcenie gałki potencjometru do takiego poziomu, w którym nadchodząca kulminacja zabrzmi najbardziej okazale.
Lektura jego "Henosis" pochłania i pasjonuje przepychem spiżowych brzmień. Jednak ten dźwiękowy monument, równie fascynuje co przeraża mrokiem, chłodem, czy dojmującym odczuciem osamotnienia. Kamiński zrodził demona. Jego muzyka ma tą niesamowitą właściwość, że nie pozwala słuchaczowi oderwać się od niej myślami. Zniewala minorowym strojem, hipnotyzuje podskórnym rytmem i wszechobecnością dźwięku. Udało się twórcy zawrzeć w tych dźwiękach, i ich iście alchemicznym współistnieniu, jakiś duchowy byt, z którym spotkanie może grozić dotkliwą wiwisekcją własnego Ja . Materiał Ab Intra, to nie jest bowiem opowiadanie o duchach, teatralizacja, czy kreowanie nastroju grozy w oparciu o ambientową scenografię dźwiękową. To doświadczenie prawdziwie psychotyczne i przejmujące, konfrontujące słuchacza z uczuciem kosmicznej i wszechobecnej pustki.
Najbardziej adekwatnym określeniem jakie przychodzi mi do głowy podczas słuchania i pisania o "Henosis" to: "funeralny hymn"; ze wszystkimi znaczeniami jakie niosą ze sobą oba słowa. Mrok, lęk, zagadka zaświatów, uczucie pustki i utraty zostało wyrażone, nie kruchą, liryczną formą jak w ubiegłorocznym "Requiem ludowym", a z bluźnierczym wręcz przepychem i przenikliwością dźwięku. I choć w swej pozbawionej słów, dźwiękowej abstrakcji Ab Intra sytuuje się na przeciwległym biegunie niż wspomniana kooperacja Adama Struga i Kwadrofonik, to równie mocno ściska za gardło.
2016, ZOHARUM
GUNTER SCHLIENZ "Autumn"
Pierwsza z premier, to materiał nagrany przez Guntera Schlienz'a, postać dobrze znaną na ambientowej i eksperymentalnej scenie, również w naszym kraju. W ubiegłym roku rodzime Wounded Knife opublikowało split z Fischerle, na którym znalazła się kompozycja tego konstruktora modularnych systemów. On sam zaś, jako szef cenionej kasetowej oficyny Cosmic Winnetou, wydał opisywane tu nagrania Micromelancolie. "Autumn", materiał przygotowany dla Zoharum to analogowa suita oddająca wielobarwną melancholię trzeciej pory roku.
Trylogia jesienna Schlienz'a to trzy długie, wysmakowane kompozycje, skrojone z ciepłych, brzmień syntezatorów modularnych. Każda z nich, zadedykowana innemu miesiącowi panującej obecnie pory roku, została oparta na tym samym schemacie, przypominającym odjazd kamery filmowej. Początek to detal. Szkic melodii, skupienie na brzmieniu i jego atłasowej fakturze. Powolny, elegancki ruch rozszerza perspektywę nagrania. Pojawiają się rozłożyste analogowe plamy, a główny wątek melodii zaczyna rozsiewać pogłosy, które rezonują szerokimi pasażami współbrzmień. Arsenał instrumentalny pozostaje bez zmian, nie licząc fragmentarycznego użycia perkusji i waltorni, zatem rozwijanie się narracji jest zasługą dodawania kolejnych śladów i wypiętrzania ich za pomocą analogowych efektów. Rezultat jest niezwykle zmysłowy i kojący, bowiem Schlienz dokonuje swoich ingerencji w sposób niebywale elegancki. Brak tu zarówno gwałtownych wydarzeń, skoków dramaturgii, jak również epatowania mrokiem, szumem, czy dekonstrukcją.
"Autumn"to kwintesencja "slow music", wytwornie podana, liryczna i zmysłowa. Uwodząca brzmieniem i emanująca melancholią. Z wolna gęstniejąca i opadająca niczym jesienna mgła, której całun zaciera detale, tłumi kontrasty i wprowadza oniryczną atmosferę.
AB INTRA "Henosis"
Druga z premier i jej syntetyczny charakter, niewiele wspólnego ma, co prawda z naturą, aczkolwiek słotna, jesienna aura jak żadna inna sprzyja jej odbiorowi.
Autorem "Henosis" jest Radosław Kamiński, od 2006 roku, prezentujący swą zanurzoną w mrocznym ambiencie twórczość pod nazwą Ab Intra. Większość z jego dotychczasowych wydawnictw ukazało się pod egidą gdańskiego Zoharum. Najnowsze nagrania to suma wcześniejszych doświadczeń dźwiękowych, doprowadzonych do najbardziej dojrzałej formy. To również, jak dotąd, najmroczniejsze i najbardziej przenikliwe wcielenie Ab Intra. Nie ma lepszej pory na premierę tego materiału.
Dźwiękowa metoda, od dekady kształtowana przez Kamińskiego doczekała się swojego najciekawszego ujęcia głównie za sprawą świadomej redukcji, do której doszło zarówno w narracji jak i brzmieniu. Autor wyhodował brzmienie na tyle masywne, przenikliwe i rezonujące, że mógł spokojnie ograniczyć warstwę formalną i fabularną. Odrzucił więc narracyjne budowanie opowieści, na rzecz prostego, bijącego bezpośrednio z brzmienia, oddziaływania. Zrezygnował z wszelkich kontrastów, detali, czy zdobień, na rzecz potężnego, dźwiękowego budulca, złożonego ze spiętrzonej wielowarstwowej tekstury. Syntetyczny masyw uderza i odurza swoją potęgą. Jego siła tkwi w starannie dobranych i współbrzmiących ścieżkach szumów, dronów. Plan brzmieniowy idealnie harmonizuje wysokie, piskliwe szumy z tęgimi basami snującymi się w dolnych rejestrach, oraz środkowymi pasmami przenoszącymi rozwibrowany syntezatorowy dron, dający złudzenie przetworzonych cyfrowo barw klawesynu, czy organów. Rozpięte w czasie struktury przesuwają się majestatycznie, niczym góry lodowe, sprawiając wrażenie trwania dźwięku. Dźwięku wielowymiarowego, którego warto odczuwać głośno, nie tylko uchem ale i ciałem. W tym celu Kamiński zastosował ciekawy manewr w postaci długiego, z wolna "głośniejącego" wstępu. Wymuszając niejako na słuchaczach podkręcenie gałki potencjometru do takiego poziomu, w którym nadchodząca kulminacja zabrzmi najbardziej okazale.
Lektura jego "Henosis" pochłania i pasjonuje przepychem spiżowych brzmień. Jednak ten dźwiękowy monument, równie fascynuje co przeraża mrokiem, chłodem, czy dojmującym odczuciem osamotnienia. Kamiński zrodził demona. Jego muzyka ma tą niesamowitą właściwość, że nie pozwala słuchaczowi oderwać się od niej myślami. Zniewala minorowym strojem, hipnotyzuje podskórnym rytmem i wszechobecnością dźwięku. Udało się twórcy zawrzeć w tych dźwiękach, i ich iście alchemicznym współistnieniu, jakiś duchowy byt, z którym spotkanie może grozić dotkliwą wiwisekcją własnego Ja . Materiał Ab Intra, to nie jest bowiem opowiadanie o duchach, teatralizacja, czy kreowanie nastroju grozy w oparciu o ambientową scenografię dźwiękową. To doświadczenie prawdziwie psychotyczne i przejmujące, konfrontujące słuchacza z uczuciem kosmicznej i wszechobecnej pustki.
Najbardziej adekwatnym określeniem jakie przychodzi mi do głowy podczas słuchania i pisania o "Henosis" to: "funeralny hymn"; ze wszystkimi znaczeniami jakie niosą ze sobą oba słowa. Mrok, lęk, zagadka zaświatów, uczucie pustki i utraty zostało wyrażone, nie kruchą, liryczną formą jak w ubiegłorocznym "Requiem ludowym", a z bluźnierczym wręcz przepychem i przenikliwością dźwięku. I choć w swej pozbawionej słów, dźwiękowej abstrakcji Ab Intra sytuuje się na przeciwległym biegunie niż wspomniana kooperacja Adama Struga i Kwadrofonik, to równie mocno ściska za gardło.
2016, ZOHARUM