Świeży i energetyczny "Low cakes", ukazuje konsekwentny rozwój Roberta Skrzyńskiego jako producenta, a nade wszystko ilustruje, jak swoją muzyczną wyobraźnią artysta poszerza ramy estetyk, w których się twórczo porusza.
Niebawem w salonach prasowych, powinien ukazać się trzeci numer Kwartalnika Muzycznego M|I. Znajdziecie w nim mój tekst o muzyce Micromelancolié, wpisujący się w temat przewodni numeru "Wytnij, skopiuj, wklej". Odsłania on tajemnice producenckiego warsztatu Roberta Skrzyńskiego. Tymczasem lada dzień swoją premierę będzie miało nowe wydawnictwo tegoż autora, kaseta "Low cakes" wydana w BDTA. Jej zaskakująca zawartość, wybiega muzycznie i koncepcyjnie daleko poza moment, w którym znajdował się Skrzyński, kiedy na potrzeby artykułu spisywałem jego słowa. W chwili kiedy całą serią swoich ubiegłorocznych wydawnictw, ich autor, sam zaszufladkował się jako twórca mrocznych ambientowych suit, podawanych w anturażu dronów, szumów i nagrań terenowych, producent zdecydował się na dość radykalną i niespodziewaną woltę.
Odnoszę wrażenie, że Robertowi bliski muzycznie jest milenijny przełom lat 90tych w dwutysięczne, naznaczony niezwykle intensywną ekspansja muzyki elektronicznej, zarówno tej użytkowej, klubowej, jak i poszukującej nowych form wyrazu i czerpiących z postmodernistycznych teorii i artystycznych praktyk. Przykładem, że właśnie w tej drugiej opcji Skrzyński lokuje swoje inspiracje, może być nagrany wespół z Fischerle materiał "Moulding" wydany w ubiegłym roku przez label Chemical Tapes. To tam po raz pierwszy tak wyraźnie (szumem i glitch'em) odbiło się echo estetyki click'n'cuts sygnowanej niegdyś logiem legendarnego niemieckiego wydawnictwa Mille Plateaux. Tym razem na przygotowanym dla BDTA materiale Skrzyński przytacza wspomnienie o innym niemieckim labelu ~scape, oraz o artystach (Pole, Kit Clayton), którzy sprawili, że właśnie to wydawnictwo przez pewien czas pełniło wiodącą rolę na scenie poszukującej elektroniki. Micromelancolié wyraźnie sięga do popularnej wówczas dekonstrukcji klubowych gatunków; jak micro-house ("Low cakes"), czy abstract hip - hop ("Punkt", "Tidal flow"). Zwichniętych i przepoczwarzonych w parkietowe antyhity. Obecne są również tak charakterystyczne dubowe pogłosy rozlewające się gęstymi smugami i tworzące stelaż dla nieregularnej rytmiki, która w fantastyczny sposób dynamizuje, te dubowo-ambientowe podkłady ("Mora", "Plinth").
Choć na "Low cakes" obficie pojawiają się poszatkowane klubowe wokalizy, danceflorowe akordy i dropy, nie ma tu dyskoteki. Jest intrygujący eksperyment z tanecznymi inspiracjami, przeprowadzony z iście chirurgiczną precyzją. Po raz pierwszy, w muzyce Micromelancolié pojawia się taka selektywność i sterylność brzmieniowa, wyeksponowanie detali, a nawet ich fetyszyzacja, przez użycie sampli o hi-tech'owej wręcz jakości. Ta smakowitość dźwięków ich plastyczność i komunikatywność znów sięga do przełomu milenijnego i pochodzących z tych lat nagrań amerykańskiego duetu Matmos. Z kompozycji Skrzyńskiego bez echa zniknęły zatem mgławice zaszumiałych burdonów, oraz melancholijne odgłosy miejskich podwórek zlewających się w minorową suitę. W zamian pojawiła się trójwymiarowa głębia muzyki, która wynika, nie jak to często bywa w elektronice z użycia masywnych pogłosów, które tworzą zjawiskowe bryły dźwiękowe (Autechre). U Skrzyńskiego trójwymiar zostaje osiągnięty przez wyraźne rozplanowanie kompozycji na ścieżki ciche i głośniejsze, zaaranżowane w sposób bardzo dynamiczny i tworzące akustyczną głębię typową dla radiowego słuchowiska.
Interesująca aranżacja przestrzeni brzmieniowej, zaskakująca zwłaszcza w dwóch otwierających kasetę utworach ("Mora", "Plinth") nosi nie tylko ślady berlińskiej mikroelektroniki, bowiem równie sugestywnie nawiązuje do współczesnych jeszcze wątków rodem z waporwave. Dzieje się tak głównie za sprawą kwaśnych teł o kiczowatej barwie, oraz mocno modyfikowanych wokali. Jeśli odważylibyśmy się zakotwiczyć "Low cakes" w tą efemeryczną, skądinąd estetykę, to śmiało moglibyśmy mówić o jednej z najciekawszych, (inteligentnych, acz nie przeintelektualizowanych) wydawnictw jakie ukazały się w tym nurcie. Sama okładka, z resztą, sugeruje, aby zawartość kasety odbierać przez pryzmat "oparów".
Częstą słabością równie eklektycznych co "Low cakes"albumów są zbyt mocne kontrasty, sprawiające wrażenie niepanowania nad narracją, rażące chaosem poruszanych wątków zestawionych ze sobą w formie karkołomnego kolażu. U Skrzyńskiego utrzymana jest fabularna całość. Kompozycje, mimo iż zaskakujące niespodziewanymi przemianami są spójne i mają wyraźny tok narracji, choć ich autor umiejętnie zwodzi słuchacza gatunkowym kalejdoskopem. I tak, w jednej chwili Micromelancolié potrafi ukołysać porcją łagodnego ambientu, aby zaraz przearanżować go w tło quasi tanecznego motywu ("Low Cakes"). Kiedy zaś z niedowierzaniem zaczynamy przytupywać nóżką, autor modyfikuje rytm opóźniając akcenty ("Mora"). W innym znów miejscu ("Morient") z hałaśliwego intra zaczynają dobywać się rytmiczne struktury, ujarzmione niespodziewanie za pomocą acid jazzowej (!) perkusji
Czy podejrzewalibyście artystę tak mocno określonego w kategoriach drone, eksperyment, ambient o taką woltę stylistyczną jaka dokonuje się na "Low Cakes"? Właśnie dlatego jeśli miałbym wziąć za kryteria oceny; artystyczny rozwój, śmiałe zakwestionowanie dotychczasowej twórczości, oraz odwagę w podejmowaniu nowych muzycznych wyzwań, to na rodzimej scenie eksperymentalno-elektronicznej AD 2015 Skrzyński nie ma sobie jak dotąd równych. Efekty jego przemiany są absolutnie znakomite i ukazują producenta jako artystę co raz bardziej wszechstronnego, zaś jego muzykę jako co raz bardziej pasjonującą.
Micromelancolié - "Low cakes"
2015, BDTA
Niebawem w salonach prasowych, powinien ukazać się trzeci numer Kwartalnika Muzycznego M|I. Znajdziecie w nim mój tekst o muzyce Micromelancolié, wpisujący się w temat przewodni numeru "Wytnij, skopiuj, wklej". Odsłania on tajemnice producenckiego warsztatu Roberta Skrzyńskiego. Tymczasem lada dzień swoją premierę będzie miało nowe wydawnictwo tegoż autora, kaseta "Low cakes" wydana w BDTA. Jej zaskakująca zawartość, wybiega muzycznie i koncepcyjnie daleko poza moment, w którym znajdował się Skrzyński, kiedy na potrzeby artykułu spisywałem jego słowa. W chwili kiedy całą serią swoich ubiegłorocznych wydawnictw, ich autor, sam zaszufladkował się jako twórca mrocznych ambientowych suit, podawanych w anturażu dronów, szumów i nagrań terenowych, producent zdecydował się na dość radykalną i niespodziewaną woltę.
Odnoszę wrażenie, że Robertowi bliski muzycznie jest milenijny przełom lat 90tych w dwutysięczne, naznaczony niezwykle intensywną ekspansja muzyki elektronicznej, zarówno tej użytkowej, klubowej, jak i poszukującej nowych form wyrazu i czerpiących z postmodernistycznych teorii i artystycznych praktyk. Przykładem, że właśnie w tej drugiej opcji Skrzyński lokuje swoje inspiracje, może być nagrany wespół z Fischerle materiał "Moulding" wydany w ubiegłym roku przez label Chemical Tapes. To tam po raz pierwszy tak wyraźnie (szumem i glitch'em) odbiło się echo estetyki click'n'cuts sygnowanej niegdyś logiem legendarnego niemieckiego wydawnictwa Mille Plateaux. Tym razem na przygotowanym dla BDTA materiale Skrzyński przytacza wspomnienie o innym niemieckim labelu ~scape, oraz o artystach (Pole, Kit Clayton), którzy sprawili, że właśnie to wydawnictwo przez pewien czas pełniło wiodącą rolę na scenie poszukującej elektroniki. Micromelancolié wyraźnie sięga do popularnej wówczas dekonstrukcji klubowych gatunków; jak micro-house ("Low cakes"), czy abstract hip - hop ("Punkt", "Tidal flow"). Zwichniętych i przepoczwarzonych w parkietowe antyhity. Obecne są również tak charakterystyczne dubowe pogłosy rozlewające się gęstymi smugami i tworzące stelaż dla nieregularnej rytmiki, która w fantastyczny sposób dynamizuje, te dubowo-ambientowe podkłady ("Mora", "Plinth").
Choć na "Low cakes" obficie pojawiają się poszatkowane klubowe wokalizy, danceflorowe akordy i dropy, nie ma tu dyskoteki. Jest intrygujący eksperyment z tanecznymi inspiracjami, przeprowadzony z iście chirurgiczną precyzją. Po raz pierwszy, w muzyce Micromelancolié pojawia się taka selektywność i sterylność brzmieniowa, wyeksponowanie detali, a nawet ich fetyszyzacja, przez użycie sampli o hi-tech'owej wręcz jakości. Ta smakowitość dźwięków ich plastyczność i komunikatywność znów sięga do przełomu milenijnego i pochodzących z tych lat nagrań amerykańskiego duetu Matmos. Z kompozycji Skrzyńskiego bez echa zniknęły zatem mgławice zaszumiałych burdonów, oraz melancholijne odgłosy miejskich podwórek zlewających się w minorową suitę. W zamian pojawiła się trójwymiarowa głębia muzyki, która wynika, nie jak to często bywa w elektronice z użycia masywnych pogłosów, które tworzą zjawiskowe bryły dźwiękowe (Autechre). U Skrzyńskiego trójwymiar zostaje osiągnięty przez wyraźne rozplanowanie kompozycji na ścieżki ciche i głośniejsze, zaaranżowane w sposób bardzo dynamiczny i tworzące akustyczną głębię typową dla radiowego słuchowiska.
Interesująca aranżacja przestrzeni brzmieniowej, zaskakująca zwłaszcza w dwóch otwierających kasetę utworach ("Mora", "Plinth") nosi nie tylko ślady berlińskiej mikroelektroniki, bowiem równie sugestywnie nawiązuje do współczesnych jeszcze wątków rodem z waporwave. Dzieje się tak głównie za sprawą kwaśnych teł o kiczowatej barwie, oraz mocno modyfikowanych wokali. Jeśli odważylibyśmy się zakotwiczyć "Low cakes" w tą efemeryczną, skądinąd estetykę, to śmiało moglibyśmy mówić o jednej z najciekawszych, (inteligentnych, acz nie przeintelektualizowanych) wydawnictw jakie ukazały się w tym nurcie. Sama okładka, z resztą, sugeruje, aby zawartość kasety odbierać przez pryzmat "oparów".
Częstą słabością równie eklektycznych co "Low cakes"albumów są zbyt mocne kontrasty, sprawiające wrażenie niepanowania nad narracją, rażące chaosem poruszanych wątków zestawionych ze sobą w formie karkołomnego kolażu. U Skrzyńskiego utrzymana jest fabularna całość. Kompozycje, mimo iż zaskakujące niespodziewanymi przemianami są spójne i mają wyraźny tok narracji, choć ich autor umiejętnie zwodzi słuchacza gatunkowym kalejdoskopem. I tak, w jednej chwili Micromelancolié potrafi ukołysać porcją łagodnego ambientu, aby zaraz przearanżować go w tło quasi tanecznego motywu ("Low Cakes"). Kiedy zaś z niedowierzaniem zaczynamy przytupywać nóżką, autor modyfikuje rytm opóźniając akcenty ("Mora"). W innym znów miejscu ("Morient") z hałaśliwego intra zaczynają dobywać się rytmiczne struktury, ujarzmione niespodziewanie za pomocą acid jazzowej (!) perkusji
Czy podejrzewalibyście artystę tak mocno określonego w kategoriach drone, eksperyment, ambient o taką woltę stylistyczną jaka dokonuje się na "Low Cakes"? Właśnie dlatego jeśli miałbym wziąć za kryteria oceny; artystyczny rozwój, śmiałe zakwestionowanie dotychczasowej twórczości, oraz odwagę w podejmowaniu nowych muzycznych wyzwań, to na rodzimej scenie eksperymentalno-elektronicznej AD 2015 Skrzyński nie ma sobie jak dotąd równych. Efekty jego przemiany są absolutnie znakomite i ukazują producenta jako artystę co raz bardziej wszechstronnego, zaś jego muzykę jako co raz bardziej pasjonującą.
Micromelancolié - "Low cakes"
2015, BDTA