Tak jak zapowiadałem w podsumowaniu 2017, nowy rok zaczyna się niezwykle obiecująco dla fanów rodzimej elektroniki. Świeża dawka rilisów z mikrolabeli to brawurowa ucieczka od gatunkowych szufladek.
Jest to prawdopodobnie kwestia przypadku, że wydane zaledwie na przełomie kilku ostatnich tygodni nagrania, które swoją drogą sporo już odleżały w oczekiwaniu na premierę, tak bardzo odznaczają się tym że wychodzą poza dotychczas osłuchane schematy. Nie odważyłbym się wieścić w tym narodzin jakiegoś trendu, jednak ta koincydencja robi wrażenie, dając nadzieję na zupełnie nową muzyczną jakość w 2018.
Muszę się przyznać, że miałem nie mały orzech do zgryzienia próbując opisać słowami muzykę niżej wymienionych producentów. To jednak paradoksalnie powód do satysfakcji, bowiem w każdym z przypadków, nagrania wymykały się daleko poza znane mi dotąd klisze gatunkowe. Mamy w końcu 2018 rok, najwyższy czas aby muzyka oderwała się od melancholii i zrzuciła z siebie widmo retrosentymentów. Zbyt łatwo uwierzyliśmy że wszystko już było. To co prezentują swoimi nowymi wydawnictwami opisywani w tekście artyści, nie jest póki co muzyczną rewolucją, bardziej poszukiwaniem nowego muzycznego języka, który dla takiej rewolucji mógłby być całkiem udanym preludium. Nowa ekspresja czerpie oczywiście z tego co już było, ale nie w taki sposób do jakiego zdołaliśmy się przyzwyczaić. Poniższy repertuar uświadamia bowiem, że nagrywający go muzycy, są osłuchani ze starszymi i nowszymi trendami w muzyce elektronicznej, usłyszycie ich tam wiele, jednak nie używają ich jako cytatów, jedynie jako punkt (dalekich) odniesień. Ich twórczość nie jest stylistycznym mash-upem, ani próbą gatunkowej rekonstrukcji, i co chyba najbardziej dla mnie istotne, kolejną próbą dekonstrukcji. Mamy bowiem do czynienia z formą kreacji, gdzie bagaż kulturowego doświadczenia (osłuchania) artystów pozwolił im poszukiwać na tym fundamencie czegoś nowego i odbyć udany eksperyment emancypacji poza gatunkowe narracje. Jestem świadomy faktu, że eksperymentalna muzyka elektroniczna, właściwie w każdym wydaniu jest próbą wykształcenia takiego indywidualnego języka. Co artysta to inna poetyka. Jednak w przypadku Fischerle, Drvg Cvltvre, Duy Geborda, Zaumne, czy Jakuba Lemiszewskiego eksperyment zostaje pozbawiony ciężaru, oraz przypadkowości improwizacji. Poniższe nagrania posiadają indywidualny sznyt, oraz spójną filozofię brzmieniową i kompozycyjną, które nie są kwestią przypadku ale świadomie rozwijanego warsztatu.
Zadaję sobie pytanie, na jakich podstawach wysuwam tak profetyczne wnioski? Poza intuicją, jest to przede wszystkim dyskomfort jaki napotkałem przy pierwszych odsłuchach nagrań, znanych mi skądinąd artystów. Dyskomfort niewynikający bynajmniej z ciężkiej, czy wymagającej materii muzyki, ale z tego, że przesłuchując ją nie umiałem wstawić żadnego z tych nagrań w znane mi dotąd gatunkowe ramy. O co tu chodzi, dlaczego to nie pasuje, do żadnych z setek klisz, które już zdążyły zadomowić się u mnie w głowie? Przy kolejnych odsłuchach repertuar zaczynał mnie coraz mocniej fascynować, co jednak nie zmniejszyło dyskomfortu związanego z niesatysfakcjonującymi próbami ich nazwania, sklasyfikowania (nawet na potrzeby własne). I dopiero kiedy zacząłem z autentyczną pasją zasłuchiwać się w materiale, dostrzegłem, że mam do czynienia z czymś absolutnie unikalnym, wobec czego czuję się w pewien sposób bezradny. Muszę jednak wyznać, że taka bezradność w połączeniu z estetyczną fascynacją, to to na co będąc fanatykiem muzyki zawsze czekam z wytęsknieniem. Jestem przekonany, że swojego zachwytu nie jestem w stanie tak przekazać, aby oddać esencję opisywanych wydawnictw, bo jak wspomniałem zabrakło mi do tego narzędzi. Ale koniecznie namawiam was do odsłuchu. Są bowiem wśród was pewnie lepiej osłuchani i posiadający bardziej wyważone emocje, którzy z pewnością będą potrafili zweryfikować moje sądy. Jeśli chodzi o mnie to jestem zachwycony i tej ekscytacji nikt mi już nie odbierze.
FISCHERLE „Beard & Parachute” / 2018 / Pointless Geometry
Mateusz Wysocki dał się poznać jako artysta lubujący się w eklektycznych woltach gatunkowych. Słuchowiska, elektroakustyczne eksperymenty, dub techno, nagrania terenowe, to tylko część z jego estetycznych wycieczek. Jeśli z którejś z wymienionych estetyk najbliżej do „Beard & Parachute” to z pewnością jest to dub, który pulsuje w kilku kompozycjach. Mimo wszystko nie jest to ta sama stylistyka, którą możemy spotkać choćby w nagraniach duetu Mech współtworzonego z Michałem Wysockim. Na „Beard & Parachute” dub jest bliżej korzenia gatunkowego, elastyczny, rozedrgany, jamajski. Jednak to właściwie jedyny symptom gatunkowych naleciałości jeśli chodzi o repertuar zgromadzony na kasecie Fischerle. Aby opisać resztę trzeba brodzić po omacku. Sample żywej perkusji, powolne tempa, jazzowe fluidy, brzmienie bliskie lo-fi, ale pozbawione obskury, oraz bogata warstwa melodyczna. Gęsta materia dźwięków, tropikalna temperatura, surrealistyczne melodie; gdybym miał szukać jakiś pokrewieństw do muzyki Wysockiego, to znalazłbym je paradoksalnie bardzo niedaleko; w nagraniach Naphty, Lutto Lento, czy Maćka Maciągowskiego, czyli twórców równie osobliwych. Najlepiej o muzyce Fischerlego opowiada jednak grafika kasety, utrzymana w estetyce okładek vhs do filmów kategorii B; pełna egzotycznych dziwadeł i emanujących neonowym światłem dziwolągów. Owa okładka, autorstwa Darka Pietraszewskiego skierowała mój trop w stronę opowiadań Lovecrafta, a dalej do ... „Rodziny Adamsów”. Zresztą coś musi być na rzeczy, bo wypłowiały mrok i surrealistyczny, wisielczy humor emanują z nagrań Fischerle, czego najlepszy przykład stanowi utwór „Comb Among Thieves”. „Beard & Parachute” jest materiałem niezwykle plastycznym i narracyjnym. Nie będzie zatem stawiać oporów słuchaczowi eksperymentalnym zadęciem. Intrygująco zapowiadają się również dwa inne wydawnictwa Wysockiego, które w nadchodzących tygodniach będą miały swoją premierę; Mech w Pawlaczu Perskim i nowy projekt Ifs tworzony wraz z Krzysztofem Ostrowskim z kolektywu Soundscape Mirror, a który zostanie wydany w portugalskim labelu Crónica.
DRVG CVLTVRE „Everybody Cares Now” / 2018 / Pointless Geometry
Drugie ze styczniowych wydawnictw Pointless Geometry, sygnowane nazwą Drvg Cvltvre zostało zrealizowane przez Vincenta Koremana założyciela holenderskiego wydawnictwa New York Haunted. Mocny, mechaniczny rytm, twarde analogowe brzmienia, dystopijna atmosfera to estetyka diametralnie różna od propozycji Fischerle, choć równie hybrydyczna i osobliwa. Połączyć ze sobą w ciekawy i płynny sposób regularny rytm, z połamanymi junglowymi wstawkami, to zadanie karkołomne i nie znam wielu udanych połączeń tego typu. Drvg Cvltvre sięga po tego typu przejścia („Dead Stock”), rozbijając nimi monotonność regularnej narracji, i trzeba przyznać, że w jego nagraniach ten element wypada całkiem przekonująco. Na „Everybody Cares Now” mamy do czynienia z revivalem undergroundowych nurtów z lat 90tych (techno, acid, breakbeat, electro, ebm, industrial) które artysta adaptuje na nowo. Ma do tego mocną legitymację weterana elektronicznej sceny, który po brzmienia wyżej wymienione sięgał m.in w solowym projekcie Ra-X z początków erupcji rave'u w Europie trzydzieści lat temu. „Everybody Cares Now” w mojej opinii wypada najciekawiej („Killscreen”; „Destablization”, „Digital Ascension”) w momentach najbardziej skumulowanych i punkowych (Koreman grał niegdyś na gitarze w garażowych kapelach), gdzie analogowe brzmienie automatów perkusyjnych łączą się, z brudnymi acidowymi arpeggiami i metalicznymi dźwiękami, gęstniejąc w transowej kulminacji.
DUY GEBORD „ʤ” / 2018 / Pointless Geometry
Muzyka Radka Sirko zawsze wybrzmiewała gdzieś pomiędzy gatunkami i nie inaczej jest w przypadku materiału nagranego dla Pointless Geometry. To jednak zdecydowanie najlepszy i najciekawszy, a przy tym paradoksalnie najlżejszy rilis na koncie tego artysty. Tym razem Gebord zdecydował się odchudzić swą eksperymentalną twórczość z okresu ‚Mildew”, czy „Kelp”, nadając narracji transparentną formę. Sprzyja temu regularna rytmika, która staje się osią całej dźwiękowej struktury. Na nią nakładane są atmosferyczne zewy, ale także gruba warstwa glitchowej rdzy, warstwy pogłosów, generujące przestery efekty i noiseowe akcenty. U Sirko dokonuje się emancypacja regularnych, tanecznych taktów w elektroniczną impresję, będącą antytezą parkietowego klimatu i użytkowości tkwiącej w muzyce tanecznej. Jakby na przekór tym słowom w repertuarze pojawia się antyprzebojowy „Hating All Music” (o jakże deklaratywnym tytule) z wpadającą w ucho dźwięczną melodią, ascetycznym bitem zepchniętym w tło, szklistymi arpeggiami i strzelistym pogłosem. „ʤ” zaskakuje brakiem stylistycznych ram, oraz wyobraźnią twórcy, potrafiącego konstruować tak osobliwe i wciągające struktury. Materiał nie jest obciążony eksperymentalnym nadmiarem, który często był obecny we wcześniejszych nagraniach Geborda. To zjawiskowa i niezwykle intrygująca post-gatunkowa mutacja, odtrutka na generyczną elektronikę, całkowicie słuchalna nawet dla tych mniej wtajemniczonych.
ZAUMNE „\(´O`)/” / 2017 / Magia
W funkcjonującym na rubieży nisz, mikro labelu Magia od dłuższego czasu dzieją się rzeczy, które poszerzają wyobrażenie o tym jak może wyglądać współczesna emancypacja elektroniki poza gatunkowe ograniczenia i kulturowy resentyment. To w Magii swój znakomity album wydał w ubiegłym roku Jakub Lemiszewski, to tam w wąskiej społeczność niszowych artystów powstaje muzyka „naszych czasów”. Zainspirowany cyfrową, post-internetową rzeczywistością repertuar celnie oddaje obraz sieciowej egzystencji, której towarzyszy nadmiar bodźców, redukcja treści, porozumiewanie sprowadzone do formy obrazkowej (vide tytuł kasety), relatywność opinii, zatracenie w post-ironii. Być może jedynie w tak niszowych miejscach jak label Magia, muzyka przytomnie nawiązuje kontakt z rzeczywistością mówiąc jej językiem. Epka Zaumne, to w zasadzie jeden autorski track zremiksowany dalej przez ehh hahah, Micromelancolie, ETERNAL WOLF, oraz Mchy i Porosty. Na dobrą sprawę mamy do czynienia z muzyką elektroniczną, której słuchanie nie nasuwa prostych inklinacji gatunkowych. Nazwać to ambientem ze względu na nikłą obecność rytmiki, eteryczne plamy i kontemplacyjny nastrój byłoby pójściem na skróty. Zatem muzyka relaksacyjna dla przyklejonych do wszelkiej maści interfejsów (odgłos klawiatury stanowi lejtmotyw nagrań)? Czy raczej wyrażająca zmęczenie nieustanną aktualizacją statusów i odświeżaniem newsfeedów? Muzyka z Magii i jej funkcjonowanie pod pozorem memicznej, tumblrowej ekspresji intrygująco komentuje przeniesioną do sieci rzeczywistość, pobudzając słuchaczy do wytężonej refleksji.
JAKUB LEMISZEWSKI „Bubblegum New Age” / 2018 / Trzy Szóstki
Jakub Lemiszewski jest autorem mojej ulubionej płyty 2017 roku. Po nowym wydawnictwie wcale nie oczekiwałem że zdyskontuje sukces poprzednika. Lemiszewski bardzo rozsądnie robi unik odchodząc od footworkowej estetyki, dryfując w stronę tylko sobie znanych elektronicznych odjazdów. Tytuł sugeruje gatunkową mieszankę new age z bubblegum bass, jednak nie sugerowałbym się nim zbytnio. Dynamika nowego materiału jest stonowana i wyciszona, perkusjonalia pulsują w tle, nie zajmując tym razem pierwszoplanowego miejsca. W głównej roli objawiają się osobliwe arpeggia, kosmiczne plamy, basowe chmury, prześwietlane świetlistymi syntezatorowymi snopami. Muzyk interesująco operuje planami i głębią, a przy tym zmyślnie rozrzuca poszczególne ścieżki między kanałami. Proponuje również przestronne i bardziej rozbudowane brzmienie niż na „2017 [Nielegal]”. „Bubblegum New Age” ukazuje potencjał kompozycyjny Lemiszewskiego, który z tarczą wychodzi z kolejnej realizacji, nie schlebiając przy tym gustom i nie idąc na żadne artystyczne kompromisy. Z nagrania na nagranie rozwija swą unikalną ekspresję, zaskakując wyobraźnią i brakiem podatności na wpływy stylistyczne,. Pozwala mu to tworzyć muzykę nowoczesną, energetyczną i wymykającą się gatunkowym klasyfikacjom. Unikat!