Maciej Maciągowski to artysta dźwiękowy jak również konstruktor dźwiękowych obiektów i instrumentów, akustyk, oraz muzyk eksplorujący zagadnienia syntezy modularnej, tworzący zarówno solo jak i w zespołach Bachorze (recenzja), Lata, czy Cococlock. To również eksperymentator adaptujący w swojej twórczości estetykę błędu i wszelkie niedoskonałości sprzętowej materii. W ubiegłym roku zadebiutował solową kasetą„GODDNADOG” wydaną w barwach słowackiej oficyny Baba Venga, zaś jego najnowszy materiał możemy od kilku dni słuchać z taśmy nagranej dla Pointless Geometry.
Na „DGGDRM” panuje dźwięczny i migotliwy rozgardiasz. Maciągowski konstruuje kompozycje z dużej ilości krótkich pulsujących sekwencji, które swobodnie fluktuują na osi czasu. Jeśli udaje im się rytmicznie zespolić, wówczas tworzą transowe kulminacje, jeśli samoczynnie się rozchodzą, wtedy intrygują rozedrganą polirytmią. Kompozycje zbudowane z krótkich pętli, oraz licznych i gęstych struktur, pod którymi nieśmiało suną subtelne partie melodii, często osiągają aranżacyjne rozbuchanie. Jednak Maciągowski bynajmniej nie epatuje zgiełkiem, czy chaosem. Dźwiękowe ADHD, oraz towarzyszący mu zgiełk glitchowej estetyki równoważy bowiem subtelna narracja.
Mamy do czynienia z trudnym do stylistycznego zdefiniowania eksperymentem. Basowy pomruk syntezatora mógłby sugerować inspirację electro. Z kolei bulgoczące i świszczące pętle wskazują na obecność wątków acid'owych. Użycie wysokich tonacji, dźwięków krótkich i piskliwych, a przy tym stricte syntetycznych nasuwa skojarzenia z estetyką chip-tune. Z tą różnicą, że wszechobecny na taśmie glitch został przez Maciągowskiego otulony brzmieniowym pluszem, gubiąc swoją przerdzewiałą dźwięczność na rzecz złagodniałego i obudowanego basem dźwięku. Efekt finalny jest zaskakujący, z pozoru jazgotliwe brzmienia rezonują ciepłem i subtelnością.
Lektura „DGGDRM” sprawia wrażenie jakby podczas nagrywania materiału umysł ścisły konstruktora i projektanta instrumentów został zainfekowany czarem melancholii. To zanurzony w syntetycznych, analogowych brzmieniach eksperyment, przez który przebija słońce, wtłaczające w sam środek mechanicznych sekwencji tropikalny powiew. Najlepszym przykładem tej nieoczekiwanej stylistycznej przemiany z industrialnej hałaśliwości, w egzotyczny urok jest kompozycja „PLANESTRAINS”. Tam właśnie monotonna zgiełkliwa pętla zostaje gwałtownie przerwana rytmiczną wariacją na temat rumby, a prymitywizm perkusjonaliów rodem z syntezatorowych presetów łączy się, z urokliwą choć równie prostą melodią i kojącą przestrzenią.
W muzyce Maciagowskiego ekstrema łagodnieją, kostropate dźwięki zostają zmiękczone, zaś wyraziste i chłodne estetyki topnieją pod wpływem cieplarnianego efektu. Finalnie otrzymujemy udaną i zaskakującą fuzję hałaśliwości i elegancji, podaną w formie przystępnego eksperymentu.
MACIEJ MACIĄGOWSKI „DGGDRM”
2017, Pointless Geometry
Na „DGGDRM” panuje dźwięczny i migotliwy rozgardiasz. Maciągowski konstruuje kompozycje z dużej ilości krótkich pulsujących sekwencji, które swobodnie fluktuują na osi czasu. Jeśli udaje im się rytmicznie zespolić, wówczas tworzą transowe kulminacje, jeśli samoczynnie się rozchodzą, wtedy intrygują rozedrganą polirytmią. Kompozycje zbudowane z krótkich pętli, oraz licznych i gęstych struktur, pod którymi nieśmiało suną subtelne partie melodii, często osiągają aranżacyjne rozbuchanie. Jednak Maciągowski bynajmniej nie epatuje zgiełkiem, czy chaosem. Dźwiękowe ADHD, oraz towarzyszący mu zgiełk glitchowej estetyki równoważy bowiem subtelna narracja.
Mamy do czynienia z trudnym do stylistycznego zdefiniowania eksperymentem. Basowy pomruk syntezatora mógłby sugerować inspirację electro. Z kolei bulgoczące i świszczące pętle wskazują na obecność wątków acid'owych. Użycie wysokich tonacji, dźwięków krótkich i piskliwych, a przy tym stricte syntetycznych nasuwa skojarzenia z estetyką chip-tune. Z tą różnicą, że wszechobecny na taśmie glitch został przez Maciągowskiego otulony brzmieniowym pluszem, gubiąc swoją przerdzewiałą dźwięczność na rzecz złagodniałego i obudowanego basem dźwięku. Efekt finalny jest zaskakujący, z pozoru jazgotliwe brzmienia rezonują ciepłem i subtelnością.
Lektura „DGGDRM” sprawia wrażenie jakby podczas nagrywania materiału umysł ścisły konstruktora i projektanta instrumentów został zainfekowany czarem melancholii. To zanurzony w syntetycznych, analogowych brzmieniach eksperyment, przez który przebija słońce, wtłaczające w sam środek mechanicznych sekwencji tropikalny powiew. Najlepszym przykładem tej nieoczekiwanej stylistycznej przemiany z industrialnej hałaśliwości, w egzotyczny urok jest kompozycja „PLANESTRAINS”. Tam właśnie monotonna zgiełkliwa pętla zostaje gwałtownie przerwana rytmiczną wariacją na temat rumby, a prymitywizm perkusjonaliów rodem z syntezatorowych presetów łączy się, z urokliwą choć równie prostą melodią i kojącą przestrzenią.
W muzyce Maciagowskiego ekstrema łagodnieją, kostropate dźwięki zostają zmiękczone, zaś wyraziste i chłodne estetyki topnieją pod wpływem cieplarnianego efektu. Finalnie otrzymujemy udaną i zaskakującą fuzję hałaśliwości i elegancji, podaną w formie przystępnego eksperymentu.
MACIEJ MACIĄGOWSKI „DGGDRM”
2017, Pointless Geometry