Proszę wybaczyć, że tak ogólnikowo (może i nazbyt) ujmę wstęp, ale forma tej recenzji wymaga pewnej powściągliwości i syntetycznego podejścia. Przynajmniej na etapie zaprezentowania kontekstu, który w tym przypadku obejmuje kilkadziesiąt lat historii jazzu.
Do 1956 roku granie w Polsce jazzu było zakazane i traktowane, jako przejaw dekadencji i zgnilizny moralnej zachodu. Krzysztof Trzciński student medycyny zdobywając pierwsze swingowe szlify, zmuszony był ukrywać swoją nowo odkrytą pasję. Swoją drogą, tej konspiracji zawdzięcza on rozpoznawalny na całym świecie pseudonim Komeda. Cenzura w Polsce robiła wiele, aby rodzimi melomani nie mogli na własne uszy usłyszeć nowoczesnego jazzu amerykańskich mistrzów. Tutejsi twórcy tworzyli niemal w kulturowej izolacji od źródła gatunku, bądź też podchodząc do niego z dystansem. Europejski jazz przeszczepił w swoje korzenie fundament muzyki klasycznej z jej zamiłowaniem do harmonii i kompozycji. Tymczasem w Ameryce był donośnym okrzykiem emancypacji, materią coraz to odważniejszych poszukiwań. Hard bop lat 50-tych radykalizując środki wyrazu, podążał stopniowo w stronę form co raz bardziej zrytmizowanych i improwizowanych, tworząc podwaliny dla free i spiritual jazzu. Główną rolę zaczęły odgrywać emocje wyrażane krzykiem dęciaków, perkusyjnymi kawalkadami, natchnionymi solówkami solistów, budowaniem kulminacji. Podczas gdy za oceanem jazz („New Black Music”) był muzyką buntu afroamerykańskiej społeczności, na starym kontynencie w głównej mierze pozostawał przeżyciem estetycznym i intelektualnym, zarezerwowanym dla elit. Jeśli amerykańscy twórcy tryskali testosteronem, to europejczycy romantyzowali w sposób stylistycznie wyrafinowany. Tam gdzie John Coltrane poszukiwał kulminacji, aby zamanifestować swoją wiarę w boga, tam Komeda stosował kontrapunkt, otwierając kompozycję na zupełnie nową narrację. Wiele dekad później kolektyw Electro-Acoustic Bass Sessions (EABS) obie te jazzowe tradycje, amerykańską i europejską, unifikuje. Władając współczesnym, globalnym językiem jazzu łączy melodyjny liryzm z rozbuchaną ekspresją, a nastrojowy romantyzm z potrzebą kontestacji.
EABS to siedmioosobowy kolektyw z Wrocławia, na którego czele stoi Marek Pędziwiatr pianista młodego pokolenia, które już za chwilę zacznie rozdawać karty w polskim (i zapewne nie tylko) jazzie. Niezwykle istotną rolę w przedsięwzięciu pod nazwą „Repetitions (Letters to Krzysztof Komeda)” zajmuje również Sebastian Jóźwiak (1/3 labelu Astigmatic Records i jednocześnie manager EABS). To on odpowiedzialny jest za selekcję materiału źródłowego. Przekopawszy się, przez obszerną twórczość Krzysztofa Komedy sięgnął po wątki epizodyczne (etiudy baletowe, muzykę do filmów fabularnych, krótkich metraży, dokumentów, animacji oraz kompozycji ilustrujących wiersze polskich poetów), spoza komedowskiego kanonu. Jóźwiak, spiritus movens tego koncept albumu, stworzył szkic projektu, który następnie został poddany śmiałej interpretacji przez Pędziwiatra i zespół. EABS to jednak ponad wszystko kolektyw. Perfekcyjnie współbrzmiący mechanizm. Pozbawiony słabych punktów i (w sensie wykonawstwa) liderów. Świadczyć może o tym choćby fakt, że album udało się nagrać "na setkę", a na krążek weszły całe take'i z sesji.
Twórczość Komedy została potraktowana przez nich jako wehikuł czasu, którym można odbyć pasjonującą podróż przez różne wcielenia i dekady jazzu, począwszy od lat 50-tych, a skończywszy na współczesności. Nie jest to opowieść chronologiczna, ani obudowana gatunkowymi ramami, co sprawia, że fragmenty różnych stylistyk płynnie się ze sobą mieszają. Mamy tu więc melodyczne motywy autorstwa patrona płyty, które ze swobodą przymierzają odzienia z obszernej jazzowej konfekcji. Jest wśród niej natchniony mistycyzmem spiritual jazz Johna Coltrane'a. Są wątki acid jazzowe, łączące jazzowe frazy z soul'em i hip-hopem, po które niegdyś sięgali Guru's Jazzmatazz, czy Michał Urbaniak z projektem Urbanator (swoja drogą jego partia smyczkowa w utworze „Free Witch and No Bra Queen / Suit” stanowi bezpośrednie ogniwo łączące Komedę z EABS), a współcześnie eksploatowane choćby przez formację BadBadNotGood. Prym jednak wiedzie współczesne, przebojowe wcielenie spiritual jazzu, w epickiej odsłonie ambasadora gatunku Kamasi Washington'a. To właśnie na tego rodzaju, pełnej rozmachu, bombastycznej ekspresji został w głównej mierze oparty album EABS. Muzyka Komedy znakomicie sprawdza się w takim ultra dynamicznym wcieleniu nadanym jej przez wrocławski kolektyw. Ożywiona młodzieńczym porywem, buńczuczna i niepokorna, zachowuje jednocześnie szacunek dla formy komponowanej, oraz lirycznego charakteru muzyki mistrza. Cytaty z Komedy wyznaczają utworom kierunek i natychmiast zostają porwane charyzmatyczną ekspresją muzyków.
Jestem przekonany, że już na etapie koncepcyjnym autorzy „Repetitions” założyli, że zależy im na jak najszerszym odbiorze; że chcą, aby album ten trafił dalej niż ma to zazwyczaj miejsce wśród rodzimych jazzowych wydawnictw. Płyta EABS ma zatem wszelkie predyspozycje do tego aby zaistnieć w zasięgu globalnym. (Oczywiście pod warunkiem, że praca nad jej promocją będzie równie pełna rozmachu jak samo nagranie). Składa się na to wiele czynników, z których rozpoznawalność Komedy wcale nie jest najistotniejsza. Duży wpływ na sukces nagrania może mieć doskonałe wyczucie aktualnych tendencji w jazzie. Wrocławianie trafili w idealny moment, kiedy to mainstreamowy odbiorca za sprawą muzyki z kalifornijskiej wytwórni Brainfeeder (Washingtona, Flying Lotusa, czy Thundercata), oraz nagrań Shabaki Hutchingsa, czy formacji BBNG znów zainteresował się jazzem. Podobnie jak u wymienionych artystów tak i w repertuarze EABS usłyszymy piosenkowe motywy, zapadające w pamieć wokalizy, flirt z popowymi estetykami, wyrazistą narrację, częste zmiany tempa i dynamiki, czy prymat emocji. Dodatkowo olbrzymim atutem na drodze do masowego odbiorcy jest to, że „Repetitions” jest dziełem multidyscyplinarnym, idealnie skrojonym na nasze czasy, wypełnionym wątkami czekającymi na rozwiniecie. Mam tu na myśli liczne filmowe i literackie odnośniki, za sprawą których mamy do czynienia, ze znakomitą wizytówką polskiej kultury, której nie stworzyliby żadni kuratorzy i urzędnicy odpowiedzialni za jej zagraniczną promocję. Jednak decydujący wpływ na odniesienie przez płytę sukcesu może mieć w mojej opinii światowe, pełne rozmachu brzmienie. Tu właśnie tkwi wielka potęga tej płyty. Produkcja została zrealizowana unikalnie jak na polskie warunki, a co za tym idzie absolutnie światowo, z myślą o najnowszych trendach i szerokim odbiorze. Wyeksponowane zostały zatem niskie tonacje, które swoim mięsistym, wysokooktanowym brzmieniem stanowią serce całego mechanizmu. Momenty kiedy wsparty na tym solidnym basowym fundamencie skład dochodzi do głosu pełnią swojego instrumentarium, potęga dźwięku wywołuje ucisk w klatce piersiowej. Udaje się przy tym zachować zachwycającą selektywność nagrania. Słuchanie „Repetitions” to absolutna rozkosz dla ucha, której można poddawać się bez końca. Za każdym razem zachwycając się inną perspektywą nagrania, czy to rozmachem kolektywnej artykulacji, czy śledzeniem smakowitych detali poszczególnych instrumentów.
Temperament nagrania został dodatkowo wzmocniony mocnym przekazem ideologicznym, o przesłaniu antywojennym, czy antyksenofobicznym. Finalnie daje to nam album niezwykle wszechstronny i wielowątkowy.
„Repetitions” ukazuje ponadczasowość muzyki Krzysztofa Komedy, a przede wszystkim jej rozpoznawalnej, natchnionej liryzmem melodyjności. Mimo że EABS interpretuje mniej znany repertuar mistrza, to odnajduje w jego melodyce coś ikonicznego i rozpoznawalnego przy pierwszym kontakcie. Być może to właśnie w muzyce Komedy możemy rozpoznać tego jedynego w swoim rodzaju słowiańskiego ducha. Romantycznego i pełnego gorzkiej melancholii będącej wynikiem oddziaływania noszonej w sercu traumy. Wrocławskiej załodze udała się, rzecz niebywała jaką jest przeniesienie delikatnej wrażliwości kompozytora w przebojową formę. Wpisanie tej twórczości w aktualny kontekst, daje tej interpretacji zdecydowaną przewagę nad licznymi innymi. Takie brawurowe, typowe dla młodzieńczej natury podejście, napędzane pokoleniową potrzebą dekonstrukcji kanonów, daje muzyce Komedy drugą młodość i szansę na dotarcie poza audytorium jazzowych pasjonatów.
EABS „Repetitions (Letters to Krzysztof Komeda)”
2017, Astigmatic Records
Do 1956 roku granie w Polsce jazzu było zakazane i traktowane, jako przejaw dekadencji i zgnilizny moralnej zachodu. Krzysztof Trzciński student medycyny zdobywając pierwsze swingowe szlify, zmuszony był ukrywać swoją nowo odkrytą pasję. Swoją drogą, tej konspiracji zawdzięcza on rozpoznawalny na całym świecie pseudonim Komeda. Cenzura w Polsce robiła wiele, aby rodzimi melomani nie mogli na własne uszy usłyszeć nowoczesnego jazzu amerykańskich mistrzów. Tutejsi twórcy tworzyli niemal w kulturowej izolacji od źródła gatunku, bądź też podchodząc do niego z dystansem. Europejski jazz przeszczepił w swoje korzenie fundament muzyki klasycznej z jej zamiłowaniem do harmonii i kompozycji. Tymczasem w Ameryce był donośnym okrzykiem emancypacji, materią coraz to odważniejszych poszukiwań. Hard bop lat 50-tych radykalizując środki wyrazu, podążał stopniowo w stronę form co raz bardziej zrytmizowanych i improwizowanych, tworząc podwaliny dla free i spiritual jazzu. Główną rolę zaczęły odgrywać emocje wyrażane krzykiem dęciaków, perkusyjnymi kawalkadami, natchnionymi solówkami solistów, budowaniem kulminacji. Podczas gdy za oceanem jazz („New Black Music”) był muzyką buntu afroamerykańskiej społeczności, na starym kontynencie w głównej mierze pozostawał przeżyciem estetycznym i intelektualnym, zarezerwowanym dla elit. Jeśli amerykańscy twórcy tryskali testosteronem, to europejczycy romantyzowali w sposób stylistycznie wyrafinowany. Tam gdzie John Coltrane poszukiwał kulminacji, aby zamanifestować swoją wiarę w boga, tam Komeda stosował kontrapunkt, otwierając kompozycję na zupełnie nową narrację. Wiele dekad później kolektyw Electro-Acoustic Bass Sessions (EABS) obie te jazzowe tradycje, amerykańską i europejską, unifikuje. Władając współczesnym, globalnym językiem jazzu łączy melodyjny liryzm z rozbuchaną ekspresją, a nastrojowy romantyzm z potrzebą kontestacji.
EABS to siedmioosobowy kolektyw z Wrocławia, na którego czele stoi Marek Pędziwiatr pianista młodego pokolenia, które już za chwilę zacznie rozdawać karty w polskim (i zapewne nie tylko) jazzie. Niezwykle istotną rolę w przedsięwzięciu pod nazwą „Repetitions (Letters to Krzysztof Komeda)” zajmuje również Sebastian Jóźwiak (1/3 labelu Astigmatic Records i jednocześnie manager EABS). To on odpowiedzialny jest za selekcję materiału źródłowego. Przekopawszy się, przez obszerną twórczość Krzysztofa Komedy sięgnął po wątki epizodyczne (etiudy baletowe, muzykę do filmów fabularnych, krótkich metraży, dokumentów, animacji oraz kompozycji ilustrujących wiersze polskich poetów), spoza komedowskiego kanonu. Jóźwiak, spiritus movens tego koncept albumu, stworzył szkic projektu, który następnie został poddany śmiałej interpretacji przez Pędziwiatra i zespół. EABS to jednak ponad wszystko kolektyw. Perfekcyjnie współbrzmiący mechanizm. Pozbawiony słabych punktów i (w sensie wykonawstwa) liderów. Świadczyć może o tym choćby fakt, że album udało się nagrać "na setkę", a na krążek weszły całe take'i z sesji.
Twórczość Komedy została potraktowana przez nich jako wehikuł czasu, którym można odbyć pasjonującą podróż przez różne wcielenia i dekady jazzu, począwszy od lat 50-tych, a skończywszy na współczesności. Nie jest to opowieść chronologiczna, ani obudowana gatunkowymi ramami, co sprawia, że fragmenty różnych stylistyk płynnie się ze sobą mieszają. Mamy tu więc melodyczne motywy autorstwa patrona płyty, które ze swobodą przymierzają odzienia z obszernej jazzowej konfekcji. Jest wśród niej natchniony mistycyzmem spiritual jazz Johna Coltrane'a. Są wątki acid jazzowe, łączące jazzowe frazy z soul'em i hip-hopem, po które niegdyś sięgali Guru's Jazzmatazz, czy Michał Urbaniak z projektem Urbanator (swoja drogą jego partia smyczkowa w utworze „Free Witch and No Bra Queen / Suit” stanowi bezpośrednie ogniwo łączące Komedę z EABS), a współcześnie eksploatowane choćby przez formację BadBadNotGood. Prym jednak wiedzie współczesne, przebojowe wcielenie spiritual jazzu, w epickiej odsłonie ambasadora gatunku Kamasi Washington'a. To właśnie na tego rodzaju, pełnej rozmachu, bombastycznej ekspresji został w głównej mierze oparty album EABS. Muzyka Komedy znakomicie sprawdza się w takim ultra dynamicznym wcieleniu nadanym jej przez wrocławski kolektyw. Ożywiona młodzieńczym porywem, buńczuczna i niepokorna, zachowuje jednocześnie szacunek dla formy komponowanej, oraz lirycznego charakteru muzyki mistrza. Cytaty z Komedy wyznaczają utworom kierunek i natychmiast zostają porwane charyzmatyczną ekspresją muzyków.
Jestem przekonany, że już na etapie koncepcyjnym autorzy „Repetitions” założyli, że zależy im na jak najszerszym odbiorze; że chcą, aby album ten trafił dalej niż ma to zazwyczaj miejsce wśród rodzimych jazzowych wydawnictw. Płyta EABS ma zatem wszelkie predyspozycje do tego aby zaistnieć w zasięgu globalnym. (Oczywiście pod warunkiem, że praca nad jej promocją będzie równie pełna rozmachu jak samo nagranie). Składa się na to wiele czynników, z których rozpoznawalność Komedy wcale nie jest najistotniejsza. Duży wpływ na sukces nagrania może mieć doskonałe wyczucie aktualnych tendencji w jazzie. Wrocławianie trafili w idealny moment, kiedy to mainstreamowy odbiorca za sprawą muzyki z kalifornijskiej wytwórni Brainfeeder (Washingtona, Flying Lotusa, czy Thundercata), oraz nagrań Shabaki Hutchingsa, czy formacji BBNG znów zainteresował się jazzem. Podobnie jak u wymienionych artystów tak i w repertuarze EABS usłyszymy piosenkowe motywy, zapadające w pamieć wokalizy, flirt z popowymi estetykami, wyrazistą narrację, częste zmiany tempa i dynamiki, czy prymat emocji. Dodatkowo olbrzymim atutem na drodze do masowego odbiorcy jest to, że „Repetitions” jest dziełem multidyscyplinarnym, idealnie skrojonym na nasze czasy, wypełnionym wątkami czekającymi na rozwiniecie. Mam tu na myśli liczne filmowe i literackie odnośniki, za sprawą których mamy do czynienia, ze znakomitą wizytówką polskiej kultury, której nie stworzyliby żadni kuratorzy i urzędnicy odpowiedzialni za jej zagraniczną promocję. Jednak decydujący wpływ na odniesienie przez płytę sukcesu może mieć w mojej opinii światowe, pełne rozmachu brzmienie. Tu właśnie tkwi wielka potęga tej płyty. Produkcja została zrealizowana unikalnie jak na polskie warunki, a co za tym idzie absolutnie światowo, z myślą o najnowszych trendach i szerokim odbiorze. Wyeksponowane zostały zatem niskie tonacje, które swoim mięsistym, wysokooktanowym brzmieniem stanowią serce całego mechanizmu. Momenty kiedy wsparty na tym solidnym basowym fundamencie skład dochodzi do głosu pełnią swojego instrumentarium, potęga dźwięku wywołuje ucisk w klatce piersiowej. Udaje się przy tym zachować zachwycającą selektywność nagrania. Słuchanie „Repetitions” to absolutna rozkosz dla ucha, której można poddawać się bez końca. Za każdym razem zachwycając się inną perspektywą nagrania, czy to rozmachem kolektywnej artykulacji, czy śledzeniem smakowitych detali poszczególnych instrumentów.
Temperament nagrania został dodatkowo wzmocniony mocnym przekazem ideologicznym, o przesłaniu antywojennym, czy antyksenofobicznym. Finalnie daje to nam album niezwykle wszechstronny i wielowątkowy.
***
„Repetitions” ukazuje ponadczasowość muzyki Krzysztofa Komedy, a przede wszystkim jej rozpoznawalnej, natchnionej liryzmem melodyjności. Mimo że EABS interpretuje mniej znany repertuar mistrza, to odnajduje w jego melodyce coś ikonicznego i rozpoznawalnego przy pierwszym kontakcie. Być może to właśnie w muzyce Komedy możemy rozpoznać tego jedynego w swoim rodzaju słowiańskiego ducha. Romantycznego i pełnego gorzkiej melancholii będącej wynikiem oddziaływania noszonej w sercu traumy. Wrocławskiej załodze udała się, rzecz niebywała jaką jest przeniesienie delikatnej wrażliwości kompozytora w przebojową formę. Wpisanie tej twórczości w aktualny kontekst, daje tej interpretacji zdecydowaną przewagę nad licznymi innymi. Takie brawurowe, typowe dla młodzieńczej natury podejście, napędzane pokoleniową potrzebą dekonstrukcji kanonów, daje muzyce Komedy drugą młodość i szansę na dotarcie poza audytorium jazzowych pasjonatów.
EABS „Repetitions (Letters to Krzysztof Komeda)”
2017, Astigmatic Records