Prawdopodobny rodowód Poloneza sięga czasów, kiedy ta forma taneczno muzyczna wywodziła się z magicznych rytuałów Słowian. Jednak my dzięki mocarnemu piętnu romantyzmu kojarzymy go z formą podniosłą, heroiczną, z Chopin'em i ze ...studniówką. Polonez był utworem rozpoczynającym i wieńczącym bale i w świadomości pozostał jako przymiot uroczystego, tanecznego anturażu sfer dworskich.
Na te uwznioślone, a jednocześnie archaiczne już formy, łaskawym okiem spojrzał Marcin Masecki, który oderwawszy je brutalnie od muzycznego piedestału dokonał wirtuozerskiej, awangardowej transkrypcji polonezowej nuty.
Masecki, niespotykany talent w adaptowaniu muzealnych form i reanimowaniu ich dla współczesności, pozostający w alternatywnej niszy skupionej wokół warszawskiej Lado ABC, to prawdziwy Prometeusz polskiej kultury i muzyki. Wyciąga oblazłe pajęczyną, dawno zapomniane i wyparte z pamięci dzieła kultury wysokiej i przywraca je do życia. Daleki jednak jest od odtwórczej restauracji. W zatęchłe ramy muzeum klasycznej muzyki wprowadza prawdziwe życie, oddając wielkie formy słuchaczom niekoniecznie wyedukowanym, ale za to z otwartymi umysłami. Tak jest choćby w projekcie Polonezy, w którym dostojną formę autor przedstawia w sposób ludyczny, rustykalny, przaśny czy groteskowy, a jednocześnie budujący, inspirujący i (co wyda się paradoksem) nie karykaturalny.
Projekt wyciągający z lamusa formę Poloneza powstał na zamówienie lubelskiego Festiwalu Tradycji i Awangardy Muzycznej "Kody" i zaaranżowany został na orkiestrę instrumentów dętych (dwa puzony, dwa saksofony, dwa klarnety, dwie trąbki), perkusję, pianino i akordeon. Całością dyryguje oraz akompaniuje na pianinie i akordeonie Masecki, a orkiestrę tworzą m.in. muzycy związani z labelem Lado ABC Maurycy Idzikowski, Filip Mazur, Michał Górczyński, Tomasz Stawiecki, Bartek Smorągiewicz, Tomasz Duda, Michał Tomaszczyk, Piotr Wróbel, Jerzy Rogiewicz.
Definicja głosi, że Polonez to taniec chodzony, reprezentacyjny. W wykonaniu Maseckiego mamy do czynienia jednak z Polonezem człapiącym, filuternym, rubasznym, a więc oderwanym od swojego majestatu. To Polonez w krzywym zwierciadle, bawiący i straszący. Reprezentuje ten sam myślokształt twórczy, co inny projekt Maseckiego - Profesjonalizm. Kostropaty i pozornie bałaganiarski od brzmienia, aż po aranżacje i kompozycje.
To forma otwarta, która dla transkrypcji Poloneza otwiera całe bogactwo gatunkowe popkultury. Czego tutaj nie można usłyszeć! Od najbardziej oczywistych i instynktownie pojawiających się skojarzeń do muzyki z filmów Antonisza i Felliniego (choć to nie pierwszy z polskich młodych wybitnych instrumentalistów, który podąża w te rejony) przez swingujące Merrie Melodies, bigbitową perkusję, elementy free jazzu, słabość do bossa novy i południowoamerykańskich klimatów, aż po luźne skojarzenia z muzyką klubową, kiedy to pokraczna maszyna narracji zacina się i zapętla nasuwając skojarzenia z klubowymi repetycjami. Ale poza awangardowym sznytem polonezowa orkiestra sięga przede wszystkim do tradycji ludowych, podwórkowych, remizowych oraz górniczych kapel. Do muzyki amatorskiej granej z pasją i spontanicznością.
Pierwszy raz kiedy usłyszałem Polonezy Maseckiego, moja pamięć przywołała mnie do lat dzieciństwa. Wtedy to w trakcie wakacji u babci wczesnymi popołudniami tranzystorowe radio na falach Programu Pierwszego Polskiego Radia sączyło z monofonicznego głośnika folklorystyczne melodie emitowane w ramach audycji "Rolniczy Kwadrans" i "Muzyka Folklorem Malowana". Polonezy Maseckiego to niemal te same dźwięki zasłyszane przeze mnie wtedy w dzieciństwie, które oplatały całe babcine mieszkanie począwszy od kuchni, gdzie stało radio, kończąc na ocienionym pokoju gościnnym, w którym ukrywałem się przed lepkim upałem. To dźwięki pochodzące jakby z zaświatów, z dalekich wysp, brzęczące i kołatające się po babcinych pokojach i podprogowo dostające się do dziecięcej głowy, a teraz wybudzone jak na hipnozie brzmieniem lo-fi, które ukochał sobie Masecki do realizacji swoich wizjonerskich pomysłów.
Jednak i bez osobistych wątków sentymentalnych Polonezy Maseckiego jawią mi się jako piękna, pełna swobody i muzycznego geniuszu afirmacja artysty, muzyki i życia.
Być może narażę się na śmieszność recenzując - przy swoim nie najbogatszym warsztacie - awangardowe dekonstrukcje muzyki klasycznej i tradycyjnej, ale Polonezy mają w sobie tyle życzliwego i naturalnego uroku, nieskrępowanej energii i radości tworzenia, dziecięcej wręcz prostoty i naiwności, że na ich ołtarzu chętnie ofiaruję swoją reputację, aby radośnie celebrować obcowanie z muzyką Maseckiego.
Idea odczarowywania podniosłych form w wykonaniu Maseckiego pochłania całkowicie, choć jest trudna i nie kwalifikuje się w ramy muzyki rozrywkowej. Na Polonezach niejeden słuchacz zje swoje zęby oraz zostanie przyprawiony o mocny ból głowy. Jest to propozycja dla słuchaczy odważnych, ciekawych świata, otwartych i radosnych. Dla naturszczyków, którzy choćby intuicyjnie zrozumieją intencje Maseckiego, który zrywając z romantyczno-pomnikową formą Poloneza ożywia ją i oddaje ludowi, domykając tym samym koło historii tego gatunku.
Idea odczarowywania podniosłych form w wykonaniu Maseckiego pochłania całkowicie, choć jest trudna i nie kwalifikuje się w ramy muzyki rozrywkowej. Na Polonezach niejeden słuchacz zje swoje zęby oraz zostanie przyprawiony o mocny ból głowy. Jest to propozycja dla słuchaczy odważnych, ciekawych świata, otwartych i radosnych. Dla naturszczyków, którzy choćby intuicyjnie zrozumieją intencje Maseckiego, który zrywając z romantyczno-pomnikową formą Poloneza ożywia ją i oddaje ludowi, domykając tym samym koło historii tego gatunku.
MARCIN MASECKI - Polonezy
2013 Lado ABC /