Krakowski Instant Classic swoją ubiegłoroczną działalnością wydawniczą zawiesił sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Teraz jednak nie odcina kuponów, a otwiera katalog dla nowych artystów. Chwalebne!
Rok 2017 w Instant otwiera Tomasz Bednarczyk, ze swoim jednoosobowym projektem New Rome, którym w ubiegłym roku debiutował w barwach prowadzonego przez Lawrence English'a, australijskiego labelu Room40. Gwoli ścisłości trzeba dodać, że z wydawnictwem tym jest związany już od 2008, ale do tej pory publikował tam pod własnym imieniem i nazwiskiem. Ze znaczących muzycznych epizodów Bednarczyka warto wymienić, że rozpoczął on przygodę z elektroniką od publikacji w krakowskim labelu Audio Tong w 2006 roku, a w 2015 wraz z Tomaszem Mreńcą stworzył duet Venter, wydając płytę w rodzimej (chyba nie istniejącej już) oficynie Sensefloor.
Nowy materiał „Somewhere” manifestacyjnie odwołuje się do twórczości Tima Heckera, do inspiracji którym Bednarczyk przyznaje się w notce dołączonej do płyty. Zestawienie z utalentowanym Kanadyjczykiem, wyznaczającym standardy ambientowych eksperymentów i ustanawiającym swoimi kolejnymi oryginalnymi posunięciami jakość samą w sobie, jest gestem bezcelowym i z góry ustawia recepcję „Somewhere” przez pryzmat nagrań mistrza. Niestety, pomimo całego uroku jaki ta płyta niewątpliwie posiada, trudno tu zauważyć indywidualny sznyt Bednarczyka. Jego wersja hecker'owskich wątków jest co prawda delikatniejsza i mniej dynamiczna, ale scenariusz pozostaje ten sam. Szumiące faktury, barwne ambientowe plamy, ciepłe linie melodyczne, zatopienie w melancholijnej aurze, a następnie spiętrzanie tych elementów w kierunku finału, który z resztą wybrzmiewa tu raczej subtelnie. Dziesięć, trwających nieco ponad pół godziny miniatur sprawia wrażenie impresyjnych szkiców, w których próżno szukać zaskakujących pomysłów narracyjnych, kompozycyjnych, czy producenckich. Sama zaś atrakcyjność i złożoność melodii również pozostawia wiele do życzenia.
Co więcej napisać o tej niemal przeźroczystej płycie? Otóż to, że z pewnością może się podobać, głównie przez wzgląd na ciepły, melancholijny klimat, kojącą łagodność i harmonijność jaka na „Somewhere” panuje. W tej słodyczy jaką darzy słuchacza New Rome obecny jest nawet jakiś podskórny niepokój, podobny do tego jaki towarzyszył ścieżce dźwiękowej Angelo Badalamentiego do serialu Twin Peaks. Na otępiające uczucie wszechobecnej harmonii zostaje rzucony złowrogi cień, wprowadzający skazę na idyllicznym obrazku. Skazę pod którą kryje się prawdopodobnie droga do koszmaru, ale tam Bednarczyk się nie zapuszcza.
Fakt, nie przychodzi mi na myśl, aby ktoś w Polsce grał ambient tak jak New Rome; przejrzyście i jednorodnie gatunkowo. Rodzimi producenci lubią często przybrudzić swoje nagrania i komponować w oparciu o gatunkowy eklektyzm. Jednak nie jest to żaden argument podnoszący wartość artystyczną tej płyty, która w rzeczywistości i jakością i repertuarem odbiega od wysokich standardów do jakich przyzwyczaił Instant Classic.
Mimo wszystko „Somewhere” to trzydzieści minut niezobowiązującej, ale jednak kojącej przyjemności.
NEW ROME „Somewhere”
2017, Instant Classic
Rok 2017 w Instant otwiera Tomasz Bednarczyk, ze swoim jednoosobowym projektem New Rome, którym w ubiegłym roku debiutował w barwach prowadzonego przez Lawrence English'a, australijskiego labelu Room40. Gwoli ścisłości trzeba dodać, że z wydawnictwem tym jest związany już od 2008, ale do tej pory publikował tam pod własnym imieniem i nazwiskiem. Ze znaczących muzycznych epizodów Bednarczyka warto wymienić, że rozpoczął on przygodę z elektroniką od publikacji w krakowskim labelu Audio Tong w 2006 roku, a w 2015 wraz z Tomaszem Mreńcą stworzył duet Venter, wydając płytę w rodzimej (chyba nie istniejącej już) oficynie Sensefloor.
Nowy materiał „Somewhere” manifestacyjnie odwołuje się do twórczości Tima Heckera, do inspiracji którym Bednarczyk przyznaje się w notce dołączonej do płyty. Zestawienie z utalentowanym Kanadyjczykiem, wyznaczającym standardy ambientowych eksperymentów i ustanawiającym swoimi kolejnymi oryginalnymi posunięciami jakość samą w sobie, jest gestem bezcelowym i z góry ustawia recepcję „Somewhere” przez pryzmat nagrań mistrza. Niestety, pomimo całego uroku jaki ta płyta niewątpliwie posiada, trudno tu zauważyć indywidualny sznyt Bednarczyka. Jego wersja hecker'owskich wątków jest co prawda delikatniejsza i mniej dynamiczna, ale scenariusz pozostaje ten sam. Szumiące faktury, barwne ambientowe plamy, ciepłe linie melodyczne, zatopienie w melancholijnej aurze, a następnie spiętrzanie tych elementów w kierunku finału, który z resztą wybrzmiewa tu raczej subtelnie. Dziesięć, trwających nieco ponad pół godziny miniatur sprawia wrażenie impresyjnych szkiców, w których próżno szukać zaskakujących pomysłów narracyjnych, kompozycyjnych, czy producenckich. Sama zaś atrakcyjność i złożoność melodii również pozostawia wiele do życzenia.
Co więcej napisać o tej niemal przeźroczystej płycie? Otóż to, że z pewnością może się podobać, głównie przez wzgląd na ciepły, melancholijny klimat, kojącą łagodność i harmonijność jaka na „Somewhere” panuje. W tej słodyczy jaką darzy słuchacza New Rome obecny jest nawet jakiś podskórny niepokój, podobny do tego jaki towarzyszył ścieżce dźwiękowej Angelo Badalamentiego do serialu Twin Peaks. Na otępiające uczucie wszechobecnej harmonii zostaje rzucony złowrogi cień, wprowadzający skazę na idyllicznym obrazku. Skazę pod którą kryje się prawdopodobnie droga do koszmaru, ale tam Bednarczyk się nie zapuszcza.
Fakt, nie przychodzi mi na myśl, aby ktoś w Polsce grał ambient tak jak New Rome; przejrzyście i jednorodnie gatunkowo. Rodzimi producenci lubią często przybrudzić swoje nagrania i komponować w oparciu o gatunkowy eklektyzm. Jednak nie jest to żaden argument podnoszący wartość artystyczną tej płyty, która w rzeczywistości i jakością i repertuarem odbiega od wysokich standardów do jakich przyzwyczaił Instant Classic.
Mimo wszystko „Somewhere” to trzydzieści minut niezobowiązującej, ale jednak kojącej przyjemności.
NEW ROME „Somewhere”
2017, Instant Classic