Syntetyczny rytm organów Casio, beznamiętnie nabija takt z presetów. Melancholijna gitara obmalowuje proste melodie rozpływające się pastelowymi pogłosami... "To będzie inna muzyka (...) trzeba będzie to samemu przeżyć i dla siebie zachować".
Gitara należy do Franka Wicza. Słowa do Marcina Pryta. Ich artystyczne drogi spotkały się po raz ostatni kilkanaście lat temu w 19 Wiosnach. Jeśli z nastroju płyty próbować odczytać ich obecną zażyłość, to chyba można zaryzykować twierdząc, że panowie stęsknili się za sobą. "Skrzydło motyle" czyli debiut formacji Niebiescy i Kutman zanurzony jest w odmętach melancholii, płynącej zarówno ze słodko-gorzkich melodii Wicza jak i poetyckich wersów Pryta.
Archaiczny i kulawy rytm wydobywający się z syntezatora, przenosi ich muzyczne spotkanie gdzieś na parkiet smutnego dansingu, odbywającego się w domu spokojnej starości "Złota jesień". Oczyma wyobraźni widzę obu dżentelmenów na estradzie osiedlowego domu kultury, odzianych w odświętne koszule, garniturowe spodnie i buty na wysokim połysku. Z głośników wylatuje "Mucha". Mężczyźni i kobiety z klubu seniora tańczą, ostrożnie chwiejąc się na boki. Stary kolorofon odbija wyblakłe błyski w ich zadumanych oczach. Takie jest "Skrzydło motyle" przywołuje w głowie obrazy, proste historie. Proste i zamyślone jak muzyka duetu.
Wrażenie ciepła i lirycznego piękna jakie wywołuje debiut duetu jest głównie zasługą niezwykłego uwrażliwienia na warstwę melodyczną Franka Wicza. Jego plecione bluesowymi akordami aranżacje, pobudzone efektownymi pogłosami, eksponują całą jesienną paletę barw; ciepłą i przykurzoną. Leniwe gitarowe pasaże suną swobodnie niczym dym z palonych liści stając się zmysłowym akompaniamentem opowieści, do której Pryt wprowadza słowa. Czy to deklamując o małych apokalipsach, czy snując hipnotyzujące monologi, gdzie życiowe obserwacje są pretekstem surrealistycznych wizji, a fantasmagoria staje się tłem dla egzystencjalnych rozterek. W tej projekcji pojawiają się również dialogi ("Mucha"). Kruchy, skryty i melodyjny (podobnie jak jego muzyka) wokal Wicza znakomicie tu współgra z chłodną, zdystansowaną narracją Pryta.
Istotnym elementem piosenek Niebieskich i Kutmana są mechaniczne odgłosy nadające kompozycjom niepokoju. Swym industrialnym dopełnieniem wpisują się w estetykę miejskiego folku, który w takiej postaci mógłby zostać poczęty chyba jedynie w Łodzi. Bo to miasto, gdzie echa przemysłowych odgłosów odbijają się już jedynie w zamglonych wspomnieniach mieszkańców. Pozostały jedynie powidokiem na dźwiękowej mapie. Na "Skrzydle motylim" wyzierają z części kompozycji, oraz zamykają cudzysłowem cała płytę.
Fani bigbitu, usłyszą w dokonaniach duetu Wicz-Pryt hołd oddany rodzimym tuzom tego gatunku; jak Tadeusz Nalepa ("Kruk"), Breakout, czy Marek Jackowski. Fani postrocka, być może w brzmieniu i artykulacji gitary ("Niebo z plexi") doszukają się korelacji z dokonaniami Jeffa Parkera zwłaszcza z takich składów jak Isotope 217, czy Tortoise. A w kruchym, nieśmiałym głosie Wicza ("Mózg w zgliszczach") odnajdą wokal Marcina Dymitera i jego introwertycznych ballad z czasów Ewy Braun. Nie zdziwiłbym się również, gdyby ktoś z młodszego pokolenia słuchaczy w gitarowych pogłosach i prostych zawieszonych w powietrzu liniach melodycznych dosłuchał się skrawków podobieństwa z gitarzystką The XX Romy Madley Croft.
"Skrzydło motyle" to płyta niezwykle skromna, wyciszona i ulotna. Siedem opowiedzianych prostymi środkami antyprzebojowych piosenek, tworzących unikalny, oniryczny nastrój. To płyta, której piękna nie sposób przeoczyć. Czy wywoła efekt motyla?
NIEBIESCY I KUTMAN "Skrzydło motyle"
2016, Reqiuem Records.
Gitara należy do Franka Wicza. Słowa do Marcina Pryta. Ich artystyczne drogi spotkały się po raz ostatni kilkanaście lat temu w 19 Wiosnach. Jeśli z nastroju płyty próbować odczytać ich obecną zażyłość, to chyba można zaryzykować twierdząc, że panowie stęsknili się za sobą. "Skrzydło motyle" czyli debiut formacji Niebiescy i Kutman zanurzony jest w odmętach melancholii, płynącej zarówno ze słodko-gorzkich melodii Wicza jak i poetyckich wersów Pryta.
Archaiczny i kulawy rytm wydobywający się z syntezatora, przenosi ich muzyczne spotkanie gdzieś na parkiet smutnego dansingu, odbywającego się w domu spokojnej starości "Złota jesień". Oczyma wyobraźni widzę obu dżentelmenów na estradzie osiedlowego domu kultury, odzianych w odświętne koszule, garniturowe spodnie i buty na wysokim połysku. Z głośników wylatuje "Mucha". Mężczyźni i kobiety z klubu seniora tańczą, ostrożnie chwiejąc się na boki. Stary kolorofon odbija wyblakłe błyski w ich zadumanych oczach. Takie jest "Skrzydło motyle" przywołuje w głowie obrazy, proste historie. Proste i zamyślone jak muzyka duetu.
Wrażenie ciepła i lirycznego piękna jakie wywołuje debiut duetu jest głównie zasługą niezwykłego uwrażliwienia na warstwę melodyczną Franka Wicza. Jego plecione bluesowymi akordami aranżacje, pobudzone efektownymi pogłosami, eksponują całą jesienną paletę barw; ciepłą i przykurzoną. Leniwe gitarowe pasaże suną swobodnie niczym dym z palonych liści stając się zmysłowym akompaniamentem opowieści, do której Pryt wprowadza słowa. Czy to deklamując o małych apokalipsach, czy snując hipnotyzujące monologi, gdzie życiowe obserwacje są pretekstem surrealistycznych wizji, a fantasmagoria staje się tłem dla egzystencjalnych rozterek. W tej projekcji pojawiają się również dialogi ("Mucha"). Kruchy, skryty i melodyjny (podobnie jak jego muzyka) wokal Wicza znakomicie tu współgra z chłodną, zdystansowaną narracją Pryta.
Istotnym elementem piosenek Niebieskich i Kutmana są mechaniczne odgłosy nadające kompozycjom niepokoju. Swym industrialnym dopełnieniem wpisują się w estetykę miejskiego folku, który w takiej postaci mógłby zostać poczęty chyba jedynie w Łodzi. Bo to miasto, gdzie echa przemysłowych odgłosów odbijają się już jedynie w zamglonych wspomnieniach mieszkańców. Pozostały jedynie powidokiem na dźwiękowej mapie. Na "Skrzydle motylim" wyzierają z części kompozycji, oraz zamykają cudzysłowem cała płytę.
Fani bigbitu, usłyszą w dokonaniach duetu Wicz-Pryt hołd oddany rodzimym tuzom tego gatunku; jak Tadeusz Nalepa ("Kruk"), Breakout, czy Marek Jackowski. Fani postrocka, być może w brzmieniu i artykulacji gitary ("Niebo z plexi") doszukają się korelacji z dokonaniami Jeffa Parkera zwłaszcza z takich składów jak Isotope 217, czy Tortoise. A w kruchym, nieśmiałym głosie Wicza ("Mózg w zgliszczach") odnajdą wokal Marcina Dymitera i jego introwertycznych ballad z czasów Ewy Braun. Nie zdziwiłbym się również, gdyby ktoś z młodszego pokolenia słuchaczy w gitarowych pogłosach i prostych zawieszonych w powietrzu liniach melodycznych dosłuchał się skrawków podobieństwa z gitarzystką The XX Romy Madley Croft.
"Skrzydło motyle" to płyta niezwykle skromna, wyciszona i ulotna. Siedem opowiedzianych prostymi środkami antyprzebojowych piosenek, tworzących unikalny, oniryczny nastrój. To płyta, której piękna nie sposób przeoczyć. Czy wywoła efekt motyla?
NIEBIESCY I KUTMAN "Skrzydło motyle"
2016, Reqiuem Records.