Akpatok to projekt znanego z Tundry czy Karpat Magicznych Dawida Adrjanczyka, artysty dźwiękowego eksplorującego twórczo i badawczo akustyczne formy muzyki medytatywnej.
Chciałbym abyś wprowadził mnie i czytelników w świat muzyki jaką wykonuje Akpatok. Jak Ty sam ją traktujesz? Muzyka rytualna, transowa, etniczna, a może muzyka ludowa oparta na archaicznych formach wyrazu?
DA. Z całą pewnością to wypadkowa tych wszystkich i jednocześnie żadna z nich. Traktuję tę muzykę jako obiekt medytacji, może nim być cokolwiek, na przykład dźwięk. Prowadzę też warsztaty naturalnego dźwięku, podczas których słuchamy natury, w różnych jej przejawach, praktykujemy rozmaite formy kontemplacji, namysłu, notacji, nazywam to ekologią słuchania. Potem bogatsi o pewną wiedzę i intuicję korzystamy z naturalnych obiektów, na przykład z kamieni, roślin, wykonujemy organiczne improwizacje, oparte o współuczestnictwo, świadome słuchanie, praktykowanie natury, ciszy. Z muzyką Akpatok jest podobnie. Kiedy rozpoczynam codzienną praktykę z instrumentem, jestem naturalnie rozproszony. Stopniowe wkraczanie w muzykę ma charakter medytacji, głębokiej koncentracji, uważności, obserwacji dźwięku, tego jak się zmienia, rozwija i zanika pewna organiczna opowieść. Stąd, bardziej niż na trans, wskazałbym na świadomość. Wykorzystujemy instrumenty pasterskie, naturalnie transowy charakter niekończącego się pobudzania strun liry korbowej i tak dalej, ale trudno mówić o muzyce etnicznej, ludowej. Ten kontekst istnieje, ale raczej w odniesieniu do systemów strojenia, skal, harmonii, energii.
Czy w poszukiwaniu transowych form trzeba udać się aż na azjatyckie stepy? Czy kultura Słowian wykształciła techniki medytatywne, i czy mają one jakieś reprezentacje w muzyce, które znalazłyby się w polu zainteresowania Akpatok?
DA. Tak, po części już odpowiedziałem na to pytanie, z tym że lepiej skupmy się na bliskiej nam przestrzeni geograficznej, bez kategoryzowania etnicznego. Można tu odnaleźć wiele inspirujących muzycznych form o charakterze transu, od muzyki wiejskiej w niektórych jej przejawach po litewskie sutartinės, nie zapominając o muzyce pasterskiej, której korzenie mają w sobie wiele z mimetyzmu naturalnego pejzażu dźwiękowego. W moim przypadku geografia nie gra wielkiej roli, ale muzyka Akpatok jest wypadkową wielu takich poszukiwań i inspiracji, które wykraczają poza Europę, sięgając echem aż po skale pelog i slendro.
Zastanawiam się jak (jeśli to w ogóle możliwe) można wartościować waszą muzykę? Trudno, chyba o niej jednoznacznie zawyrokować czy jest dobra czy zła. Albo działa, (a na mnie zdecydowanie działa), albo nie? Co musi się więc stać aby zadziałała, aby wasze intymne przeżycia udzieliły się również słuchaczowi?
DA. Ciekawe pytanie. Przede wszystkim, w moim odczuciu, da się wartościować muzykę, ale nie ma to większego sensu. Chodzi o współodczuwanie. To, co mnie mocno fascynuje, to sposób w jaki dźwięk i muzyka oddziałuje na nas samych (zarówno na słuchaczy, jak i na wykonawców). Chodzi o to, żeby muzyka poruszała, żeby działała na naszą wrażliwość, ale żeby nie pozostawiała nas obojętnych także fizycznie. Minimalizm Akpatok nie jest prosty w odbiorze, zwłaszcza kiedy kompozycje są długie i (tylko pozornie) statyczne, ale to właśnie jedna z metod wciągania w uniwersum samoograniczenia. Im jest ciszej, tym intensywniej słuchamy. Im jest mniej, tym wzrasta nasza koncentracja, uważność, świadomość. Mniej, jaśniej, swobodniej, to kierunki Akpatok, w które zabieramy podczas koncertów.
Na "Two Winters, Two Springs" operujecie bardzo ograniczonymi środkami, lira korbowa, gongi i dzwonki. Do tego naturalny pogłos i ... czas. No właśnie, jaką rolę odgrywa w waszej muzyce czas, w którymś momencie musisz przecież "wygasić" dźwięk. Co to za moment?
DA. Kluczową. Kontemplacja nad czasem w zasadzie jest podstawą mojej muzycznej działalności. Patrzę na czas w muzyce nielinearnie. Nie staram się aby kompozycje Akpatok były zbudowane na zasadzie opowieści z początkiem, kulminacją, zakończeniem. Punktem wyjścia jest raczej czas postrzegany cyklicznie, co przybliża nas do rytuału i form symbolicznego postrzegania, choć nie jest to odwołanie wprost. To obserwacje wywiedzione bezpośrednio z natury. Kiedy zanurzamy się w naturalnym środowisku dźwiękowym, nie znamy jego początku, ani końca. Obcujemy z dźwiękiem, który trwa tak, jakby miał nigdy się nie kończyć. Kiedy wykonuję kompozycje Akpatok, chcę aby one trwały w ten sam sposób. To, kiedy następuje koniec jest kwestią wyboru, wewnętrznej intuicji. Ważne, że wyjście z takiej sytuacji dźwiękowej pramaterii nie może być zbyt gwałtowne. Zbyt mocno zanurzamy się w pewien kontekst, niełatwy i wymagający sporego zaangażowania emocjonalnego, aby przerwać go w sposób nagły. Potrzebne jest długie rozwiązanie, powolne opuszczanie koncentracji, budzenie się, powrót codziennej świadomości. Zwracam na to szczególną wagę.
Zaledwie trzy akustyczne instrumenty tożsame z muzyką obrzędową i transową współtworzą nasyconą dźwiękiem przestrzeń "Two Winters, Two Springs". To gongi, dzwonki i lira korbowa. Przy użyciu jedynie tych trzech obiektów udaje się stworzyć osobliwy spektakl-rytuał oparty na zaskakującej potędze brzmienia i hipnotyzującej narracji.
Muzycy Akpatok Ensemble (Dawid Adrjanczy, Nina Adrjanczyk, Adam Sobański) z namaszczeniem podchodzą do każdego dźwięku, z uwagą analizując jego charakter i oddziaływanie. Każdy gest inicjuje serie następstw, dlatego, aby osiągnąć niezmąconą transową atmosferę gospodarują nimi oszczędnie. Dźwięki preparowane niespiesznymi gestami ujawnią swój zaskakująco szeroki zakres tonalny rozchodzący się wylewnie po paśmie częstotliwości. Długie, linearne, pozbawione gwałtowności i podszyte wewnętrzną pulsacją kompozycje, pozwalają z nabożnością zanurzać się wgłąb zarówno pojedynczych dźwięków, jak i rezonujących wielogłosów. Potoczyste burdony korbowej liry, utrzymywane w stałej wibracji zdają się nie mieć początku ani końca, falując sinusoidalnie w rytmie uniesień i wyciszeń. Medytatywny charakter muzyki Akpatok znosi bowiem postrzeganie jej przez pryzmat czasu.
W przypadku kompozycji opartych w głównej mierze na idiofonach, istotną rolę odgrywa z kolei cisza, regulująca wewnętrzny rytm kompozycji. Posługiwanie się pauzą stoi tutaj na równi z operowaniem dźwiękami. Obecność ciszy pozostawia przestrzeń na wyciszenie i najistotniejszy w praktyce medytacyjnej oddech.
Akpatok jawi mi się jako naczynie dla ducha. Im cierpliwsza i otwarta lektura "Two Winters, Two Springs"tym zawarta na płycie muzyka ma więcej do zaoferowania swoim słuchaczom. Pozwala rozgościć się w niej na własnych zasadach, przyswoić na własny użytek, traktując jako formę medytatywną, terapeutyczną, bądź relaksującą. Oddziaływać może również jako zwierciadło duchowej kondycji słuchacza. W tej perspektywie może zatem wybrzmieć afirmatywnie, bądź mrocznie i niepokojąco.
AKPATOK "Two Winters, Two Springs"
2016, Low Clouds
O ekologii słuchania, poszukiwaniu źródeł inspiracji, oraz o roli jaką w muzyce Akpatok odgrywa czas opowiada lider ansamblu Dawid Adrjanczyk.
DA. Z całą pewnością to wypadkowa tych wszystkich i jednocześnie żadna z nich. Traktuję tę muzykę jako obiekt medytacji, może nim być cokolwiek, na przykład dźwięk. Prowadzę też warsztaty naturalnego dźwięku, podczas których słuchamy natury, w różnych jej przejawach, praktykujemy rozmaite formy kontemplacji, namysłu, notacji, nazywam to ekologią słuchania. Potem bogatsi o pewną wiedzę i intuicję korzystamy z naturalnych obiektów, na przykład z kamieni, roślin, wykonujemy organiczne improwizacje, oparte o współuczestnictwo, świadome słuchanie, praktykowanie natury, ciszy. Z muzyką Akpatok jest podobnie. Kiedy rozpoczynam codzienną praktykę z instrumentem, jestem naturalnie rozproszony. Stopniowe wkraczanie w muzykę ma charakter medytacji, głębokiej koncentracji, uważności, obserwacji dźwięku, tego jak się zmienia, rozwija i zanika pewna organiczna opowieść. Stąd, bardziej niż na trans, wskazałbym na świadomość. Wykorzystujemy instrumenty pasterskie, naturalnie transowy charakter niekończącego się pobudzania strun liry korbowej i tak dalej, ale trudno mówić o muzyce etnicznej, ludowej. Ten kontekst istnieje, ale raczej w odniesieniu do systemów strojenia, skal, harmonii, energii.
Czy w poszukiwaniu transowych form trzeba udać się aż na azjatyckie stepy? Czy kultura Słowian wykształciła techniki medytatywne, i czy mają one jakieś reprezentacje w muzyce, które znalazłyby się w polu zainteresowania Akpatok?
DA. Tak, po części już odpowiedziałem na to pytanie, z tym że lepiej skupmy się na bliskiej nam przestrzeni geograficznej, bez kategoryzowania etnicznego. Można tu odnaleźć wiele inspirujących muzycznych form o charakterze transu, od muzyki wiejskiej w niektórych jej przejawach po litewskie sutartinės, nie zapominając o muzyce pasterskiej, której korzenie mają w sobie wiele z mimetyzmu naturalnego pejzażu dźwiękowego. W moim przypadku geografia nie gra wielkiej roli, ale muzyka Akpatok jest wypadkową wielu takich poszukiwań i inspiracji, które wykraczają poza Europę, sięgając echem aż po skale pelog i slendro.
Zastanawiam się jak (jeśli to w ogóle możliwe) można wartościować waszą muzykę? Trudno, chyba o niej jednoznacznie zawyrokować czy jest dobra czy zła. Albo działa, (a na mnie zdecydowanie działa), albo nie? Co musi się więc stać aby zadziałała, aby wasze intymne przeżycia udzieliły się również słuchaczowi?
DA. Ciekawe pytanie. Przede wszystkim, w moim odczuciu, da się wartościować muzykę, ale nie ma to większego sensu. Chodzi o współodczuwanie. To, co mnie mocno fascynuje, to sposób w jaki dźwięk i muzyka oddziałuje na nas samych (zarówno na słuchaczy, jak i na wykonawców). Chodzi o to, żeby muzyka poruszała, żeby działała na naszą wrażliwość, ale żeby nie pozostawiała nas obojętnych także fizycznie. Minimalizm Akpatok nie jest prosty w odbiorze, zwłaszcza kiedy kompozycje są długie i (tylko pozornie) statyczne, ale to właśnie jedna z metod wciągania w uniwersum samoograniczenia. Im jest ciszej, tym intensywniej słuchamy. Im jest mniej, tym wzrasta nasza koncentracja, uważność, świadomość. Mniej, jaśniej, swobodniej, to kierunki Akpatok, w które zabieramy podczas koncertów.
Na "Two Winters, Two Springs" operujecie bardzo ograniczonymi środkami, lira korbowa, gongi i dzwonki. Do tego naturalny pogłos i ... czas. No właśnie, jaką rolę odgrywa w waszej muzyce czas, w którymś momencie musisz przecież "wygasić" dźwięk. Co to za moment?
DA. Kluczową. Kontemplacja nad czasem w zasadzie jest podstawą mojej muzycznej działalności. Patrzę na czas w muzyce nielinearnie. Nie staram się aby kompozycje Akpatok były zbudowane na zasadzie opowieści z początkiem, kulminacją, zakończeniem. Punktem wyjścia jest raczej czas postrzegany cyklicznie, co przybliża nas do rytuału i form symbolicznego postrzegania, choć nie jest to odwołanie wprost. To obserwacje wywiedzione bezpośrednio z natury. Kiedy zanurzamy się w naturalnym środowisku dźwiękowym, nie znamy jego początku, ani końca. Obcujemy z dźwiękiem, który trwa tak, jakby miał nigdy się nie kończyć. Kiedy wykonuję kompozycje Akpatok, chcę aby one trwały w ten sam sposób. To, kiedy następuje koniec jest kwestią wyboru, wewnętrznej intuicji. Ważne, że wyjście z takiej sytuacji dźwiękowej pramaterii nie może być zbyt gwałtowne. Zbyt mocno zanurzamy się w pewien kontekst, niełatwy i wymagający sporego zaangażowania emocjonalnego, aby przerwać go w sposób nagły. Potrzebne jest długie rozwiązanie, powolne opuszczanie koncentracji, budzenie się, powrót codziennej świadomości. Zwracam na to szczególną wagę.
***
Zrealizowany skromnymi środkami materiał "Two Winters, Two Springs" wybrzmiewa z całym dostojeństwem wielowiekowej tradycji muzycznych rytuałów, skupionych na głębokim duchowym przeżyciu.Zaledwie trzy akustyczne instrumenty tożsame z muzyką obrzędową i transową współtworzą nasyconą dźwiękiem przestrzeń "Two Winters, Two Springs". To gongi, dzwonki i lira korbowa. Przy użyciu jedynie tych trzech obiektów udaje się stworzyć osobliwy spektakl-rytuał oparty na zaskakującej potędze brzmienia i hipnotyzującej narracji.
Muzycy Akpatok Ensemble (Dawid Adrjanczy, Nina Adrjanczyk, Adam Sobański) z namaszczeniem podchodzą do każdego dźwięku, z uwagą analizując jego charakter i oddziaływanie. Każdy gest inicjuje serie następstw, dlatego, aby osiągnąć niezmąconą transową atmosferę gospodarują nimi oszczędnie. Dźwięki preparowane niespiesznymi gestami ujawnią swój zaskakująco szeroki zakres tonalny rozchodzący się wylewnie po paśmie częstotliwości. Długie, linearne, pozbawione gwałtowności i podszyte wewnętrzną pulsacją kompozycje, pozwalają z nabożnością zanurzać się wgłąb zarówno pojedynczych dźwięków, jak i rezonujących wielogłosów. Potoczyste burdony korbowej liry, utrzymywane w stałej wibracji zdają się nie mieć początku ani końca, falując sinusoidalnie w rytmie uniesień i wyciszeń. Medytatywny charakter muzyki Akpatok znosi bowiem postrzeganie jej przez pryzmat czasu.
W przypadku kompozycji opartych w głównej mierze na idiofonach, istotną rolę odgrywa z kolei cisza, regulująca wewnętrzny rytm kompozycji. Posługiwanie się pauzą stoi tutaj na równi z operowaniem dźwiękami. Obecność ciszy pozostawia przestrzeń na wyciszenie i najistotniejszy w praktyce medytacyjnej oddech.
Akpatok jawi mi się jako naczynie dla ducha. Im cierpliwsza i otwarta lektura "Two Winters, Two Springs"tym zawarta na płycie muzyka ma więcej do zaoferowania swoim słuchaczom. Pozwala rozgościć się w niej na własnych zasadach, przyswoić na własny użytek, traktując jako formę medytatywną, terapeutyczną, bądź relaksującą. Oddziaływać może również jako zwierciadło duchowej kondycji słuchacza. W tej perspektywie może zatem wybrzmieć afirmatywnie, bądź mrocznie i niepokojąco.
AKPATOK "Two Winters, Two Springs"
2016, Low Clouds