Państwo Królowie zapraszają na spacer po prowincji. Bliżej z niej jednak do berlińskich klubów, niż do potańcówek wiejskich muzykantów.
Jenin, wieś leżąca w powiecie gorzowskim, dawniej zwana jako Gennin (stąd tytuł płyty). Z Wikipedii dowiemy się że znajduje się tu zabytkowy neoklasyczny kościół z XIX wieku, fragmenty dworku i dwa ewangelickie cmentarze. Mieszkańców około półtora tysiąca. Opuszczam zatem na mapę ludzika google, który w Jeninie był przede mną i przed większością z was. Spadam na sam środek brukowanego odcinka drogi wojewódzkiej 132. Oczom ukazuje się układ ulicówki, zalany porannym słońcem. Od trasy odchodzą prostopadłe drogi gruntowe, na które samochód google zerka jedynie z dystansu. Przy drodze same zadbane, unijne gospodarstwa. Ot, typowa wieś jakich tysiące w zachodniej Polsce. Przejeżdżając trudno znaleźć powód do zatrzymania się. Czytając dalej w Wikipedii dowiemy się tutejsza ludność zajmuje się głównie rolnictwem. Dominuje uprawa zbóż, ziemniaków i buraków cukrowych, prowadzona jest hodowla drobiu. O muzyce, żadnej wzmianki. Tymczasem gdzieś tam, zapewne w jednej z polnych odnóg DW132, mieszka Błażej Król z małżonką Iwoną. Mieszkają i nagrywają. Błażej jako Król, Dwutysięczny, czy UL/KR, wespół jako Lauda.
W informacji prasowej towarzyszącej wydawnictwu czytamy że: "materiał „Gennin” powstał w trakcie i pomiędzy zajęciami codziennymi i jest próbą zagrania dnia oraz miejsca, w którym mieszkają od kilku lat". Kontrast między tym czego możemy dowiedzieć się z krótkiego rozeznania w internecie o miejscu, któremu dedykowane jest nagranie, a jego artystycznym przedstawieniem przez duet Błażeja i Iwony jest uderzający. Para zabiera nas bowiem w świat rozciągnięty gdzieś między melancholią a snem, którego idealną ilustracją jest okładkowa fotografia (autorstwa Iwony Król).
Współbrzmienie do którego dochodzi między czarno-białym kadrem z okładki, a muzyką zawartą na mini-albumie to solidny fundament, na którym można zbudować, utrzymaną w duchu realizmu magicznego opowieść. Eteryczność zamglonego pejzażu, wszechobecny szum rozmywający kontury i kształty, rytm ogrodzeniowych słupków, to wszystko sprawia że muzyka Laudy przemawia również przez fotografię - partyturę.
"Gennin" trwa zaledwie 23 minuty, które zapewne wystarczą aby pokonać spacerowym krokiem całą wieś. Krótki czas nie powinien zadziwiać, Król zdążył już przyzwyczaić słuchaczy do lakoniczności swoich muzycznych wypowiedzi. Zresztą jego nagrania mają tą osobliwą przypadłość, że wybrzmiewają jeszcze długo po ustaniu ostatniego dźwięku. Cztery kompozycje, jak wynika z opisu, mają nam opowiedzieć o dniu Błażeja i Iwony spędzanym w domu w Jeninie. Opisać dźwiękami koloryt codziennych rytuałów, zamkniętych w niecałe dwa kwadransy muzyki. Zamiast tytułów kolejne utwory zostały oznaczone godziną. Ich dobowa rozpiętość z grubsza odpowiada godzinom liturgicznym. Jutrznia ("05:40"), seksta ("12:23"), nieszpory ("17:48") i kompleta ("23:59") wypełnione są analogowym szumem, przepastnym pogłosem, dubowym pulsem, oszczędnymi melodiami syntezatora, oraz odgłosami świata przyrody, na czele z wszechobecnym od początku do końca albumu ćwierkaniem świerszcza. W tym odrealnionym pejzażu dźwięków znalazło się również miejsce na obecność Błażeja i Iwony, porozumiewających się ze sobą ("12:23") za pomocą szeptów, mlasków i westchnięć. Onomatopeje okazują się tu genialną metaforą małżeńskich relacji, ich dynamiki i namiętności. W przedstawieniu niezwykle cielesne, w odbiorze zmysłowe i eteryczne.
O tym że z Janina bliżej do Berlina, niż Gorzowa Wielkopolskiego i gdziekolwiek indziej, przekonuje brzmienie Laudy, którego korzeni należałoby szukać w eksperymentalnej elektronice wydawanej na przełomie lat 90-tych i nowego tysiąclecia w ~scape records. Głównie w nagraniach założyciela labelu Stefana Betke (Pole). To właśnie w berlińskiej wytwórni na skrzyżowaniu click'n'cuts, techno, house, wykrystalizowała się nowa estetyka elektronicznego dubu z którego Błażej i Iwona czerpią garściami. Te fascynacje nie powinny być obce w szczególności dla fanów projektu Dwutysięczny. Szumy, kliki, pogłosy, podskórny puls, mikro sample, drony, te elementy tworzą mroczny i hipnotyzujący klimat "Gennin".
Mając do wyboru Jenin widziany obiektywami google i ten wyczarowany przez muzykę Laudy i fotografię zdobiącą okładkę, nie mam wątpliwości który wybrać. Ten oniryczny pejzaż, który mógłby być jednym z plenerów "Konia Turyńskiego" Beli Tar'a odurza i hipnotyzuje swoją melancholią. Muzyka i obraz są w tym przypadku jednogłośne. Zaś z perspektywy nazwy tego bloga, płyta Laudy zapewnia optymalną satysfakcję estetyczną.
LAUDA - "Gennin"
2016, Latarnia Records
Jenin, wieś leżąca w powiecie gorzowskim, dawniej zwana jako Gennin (stąd tytuł płyty). Z Wikipedii dowiemy się że znajduje się tu zabytkowy neoklasyczny kościół z XIX wieku, fragmenty dworku i dwa ewangelickie cmentarze. Mieszkańców około półtora tysiąca. Opuszczam zatem na mapę ludzika google, który w Jeninie był przede mną i przed większością z was. Spadam na sam środek brukowanego odcinka drogi wojewódzkiej 132. Oczom ukazuje się układ ulicówki, zalany porannym słońcem. Od trasy odchodzą prostopadłe drogi gruntowe, na które samochód google zerka jedynie z dystansu. Przy drodze same zadbane, unijne gospodarstwa. Ot, typowa wieś jakich tysiące w zachodniej Polsce. Przejeżdżając trudno znaleźć powód do zatrzymania się. Czytając dalej w Wikipedii dowiemy się tutejsza ludność zajmuje się głównie rolnictwem. Dominuje uprawa zbóż, ziemniaków i buraków cukrowych, prowadzona jest hodowla drobiu. O muzyce, żadnej wzmianki. Tymczasem gdzieś tam, zapewne w jednej z polnych odnóg DW132, mieszka Błażej Król z małżonką Iwoną. Mieszkają i nagrywają. Błażej jako Król, Dwutysięczny, czy UL/KR, wespół jako Lauda.
W informacji prasowej towarzyszącej wydawnictwu czytamy że: "materiał „Gennin” powstał w trakcie i pomiędzy zajęciami codziennymi i jest próbą zagrania dnia oraz miejsca, w którym mieszkają od kilku lat". Kontrast między tym czego możemy dowiedzieć się z krótkiego rozeznania w internecie o miejscu, któremu dedykowane jest nagranie, a jego artystycznym przedstawieniem przez duet Błażeja i Iwony jest uderzający. Para zabiera nas bowiem w świat rozciągnięty gdzieś między melancholią a snem, którego idealną ilustracją jest okładkowa fotografia (autorstwa Iwony Król).
Współbrzmienie do którego dochodzi między czarno-białym kadrem z okładki, a muzyką zawartą na mini-albumie to solidny fundament, na którym można zbudować, utrzymaną w duchu realizmu magicznego opowieść. Eteryczność zamglonego pejzażu, wszechobecny szum rozmywający kontury i kształty, rytm ogrodzeniowych słupków, to wszystko sprawia że muzyka Laudy przemawia również przez fotografię - partyturę.
"Gennin" trwa zaledwie 23 minuty, które zapewne wystarczą aby pokonać spacerowym krokiem całą wieś. Krótki czas nie powinien zadziwiać, Król zdążył już przyzwyczaić słuchaczy do lakoniczności swoich muzycznych wypowiedzi. Zresztą jego nagrania mają tą osobliwą przypadłość, że wybrzmiewają jeszcze długo po ustaniu ostatniego dźwięku. Cztery kompozycje, jak wynika z opisu, mają nam opowiedzieć o dniu Błażeja i Iwony spędzanym w domu w Jeninie. Opisać dźwiękami koloryt codziennych rytuałów, zamkniętych w niecałe dwa kwadransy muzyki. Zamiast tytułów kolejne utwory zostały oznaczone godziną. Ich dobowa rozpiętość z grubsza odpowiada godzinom liturgicznym. Jutrznia ("05:40"), seksta ("12:23"), nieszpory ("17:48") i kompleta ("23:59") wypełnione są analogowym szumem, przepastnym pogłosem, dubowym pulsem, oszczędnymi melodiami syntezatora, oraz odgłosami świata przyrody, na czele z wszechobecnym od początku do końca albumu ćwierkaniem świerszcza. W tym odrealnionym pejzażu dźwięków znalazło się również miejsce na obecność Błażeja i Iwony, porozumiewających się ze sobą ("12:23") za pomocą szeptów, mlasków i westchnięć. Onomatopeje okazują się tu genialną metaforą małżeńskich relacji, ich dynamiki i namiętności. W przedstawieniu niezwykle cielesne, w odbiorze zmysłowe i eteryczne.
O tym że z Janina bliżej do Berlina, niż Gorzowa Wielkopolskiego i gdziekolwiek indziej, przekonuje brzmienie Laudy, którego korzeni należałoby szukać w eksperymentalnej elektronice wydawanej na przełomie lat 90-tych i nowego tysiąclecia w ~scape records. Głównie w nagraniach założyciela labelu Stefana Betke (Pole). To właśnie w berlińskiej wytwórni na skrzyżowaniu click'n'cuts, techno, house, wykrystalizowała się nowa estetyka elektronicznego dubu z którego Błażej i Iwona czerpią garściami. Te fascynacje nie powinny być obce w szczególności dla fanów projektu Dwutysięczny. Szumy, kliki, pogłosy, podskórny puls, mikro sample, drony, te elementy tworzą mroczny i hipnotyzujący klimat "Gennin".
Mając do wyboru Jenin widziany obiektywami google i ten wyczarowany przez muzykę Laudy i fotografię zdobiącą okładkę, nie mam wątpliwości który wybrać. Ten oniryczny pejzaż, który mógłby być jednym z plenerów "Konia Turyńskiego" Beli Tar'a odurza i hipnotyzuje swoją melancholią. Muzyka i obraz są w tym przypadku jednogłośne. Zaś z perspektywy nazwy tego bloga, płyta Laudy zapewnia optymalną satysfakcję estetyczną.
LAUDA - "Gennin"
2016, Latarnia Records