Mech zwykliśmy kojarzyć jako przytulny element leśnego poszycia. Tymczasem ten wyhodowany przez duet Wysocki - Wolski jest ociężały, brudny i lepki.
Ziarnistość brzmienia, jego gęstość, muskulatura, wystrzępione krawędzie pojedynczych dźwięków; dałbym sobie rękę uciąć, że wszystkie elementy z których skomponowana została "Soma" mają swoje źródło w analogowych sprzętach. Jednak tam gdzie swoje palce maczają Wysocki z Wolskim, niczego nie można być pewnym. Manipulowanie reakcją słuchacza, testowanie jego czujności i wrażliwości, kreowanie drugiego, a nawet trzeciego dna to wszystko jest wodą na młyn, zwłaszcza pierwszego dżentelmena.
Oczywiście nie miałbym już w tym momencie ręki, gdybym obstawał przy swoim. Jednak dopiero jasna deklaracja twórców była w stanie przekonać mnie, że to co postrzegam jako masywny i głęboki dźwięk analogowy, jest w stu procentach pochodzenia cyfrowego. Epka Mchu to imitacja / stylizacja znakomita. Duet artystów dokonał wielu producenckich manipulacji, aby udanie zmylić nasze ucho. Wszak intensywne poszukiwanie unikalnego brzmienia to wynik wieloletnich eksperymentów obu twórców z estetyką dub techno. "Soma" jest dowodem jak dalece można przesunąć granice tego, jakby się mogło wydawać bardzo szablonowego gatunku. Dostrzegli to z pewnością szefowie berlińskiej wytwórni Resopal Schallware, wydając winyl Mchu w prestiżowym katalogu labelu, pomiędzy takimi artystami jak Luomo, Fluxion, Dapayk, Johannes Heil, czy Robag Wruhme.
Jest na tym wydawnictwie, owszem, wiele charakterystycznych dla dub techno wątków; oblepiający szum, monotonny rytm, leniwe tempa, a jednak trudno nie odnieść wrażenia, że to materiał niezwykle oryginalny. Różnice pojawiają się już przy tak elementarnym elemencie jak przestrzeń. Na "Somie" wszystkie pogłosy zostały mocno wypłycone, nie wybrzmiewają długim echem, a dość szybko nikną w gęstych fakturach kolejnych dźwięków. Zamiast przestronności mamy więc klaustrofobię i przytłaczającą masywność. W repertuarze Mchu próżno doszukiwać się również melodii, czy riddimów, zastąpiły je posępne, lewitujące drony. Dbałość o szczegóły, będąca domeną współpracy Wysockiego z Wolskim dotyczy również elementów rytmicznych, które wybijają tempa masywnymi gromami. Opresyjna, duszna atmosfera, bliska industrialnej dialektyce zostaje wtłoczona w miarowy, hipnotyczny puls. W trzewiach tej beznamiętnej rytmiki tlą się ogniska najeżone dźwiękowymi niuansami, trzaskami, plumknięciami, mechanicznymi świergotami, delirycznie buzującymi i składającymi się w jedną gęstą zaszumiała siatkę.
"Somę" charakteryzuje drapieżność brzmień, dynamika narracji, a także z pietyzmem z jakim traktowany jest każdy dźwięk. Czteroutworowa epka to majstersztyk studyjnej kreatywności, a przy tym materiał niezwykle hipnotyczny i transowy.
MECH "Soma"
2016, Resopal Schallware
Ziarnistość brzmienia, jego gęstość, muskulatura, wystrzępione krawędzie pojedynczych dźwięków; dałbym sobie rękę uciąć, że wszystkie elementy z których skomponowana została "Soma" mają swoje źródło w analogowych sprzętach. Jednak tam gdzie swoje palce maczają Wysocki z Wolskim, niczego nie można być pewnym. Manipulowanie reakcją słuchacza, testowanie jego czujności i wrażliwości, kreowanie drugiego, a nawet trzeciego dna to wszystko jest wodą na młyn, zwłaszcza pierwszego dżentelmena.
Oczywiście nie miałbym już w tym momencie ręki, gdybym obstawał przy swoim. Jednak dopiero jasna deklaracja twórców była w stanie przekonać mnie, że to co postrzegam jako masywny i głęboki dźwięk analogowy, jest w stu procentach pochodzenia cyfrowego. Epka Mchu to imitacja / stylizacja znakomita. Duet artystów dokonał wielu producenckich manipulacji, aby udanie zmylić nasze ucho. Wszak intensywne poszukiwanie unikalnego brzmienia to wynik wieloletnich eksperymentów obu twórców z estetyką dub techno. "Soma" jest dowodem jak dalece można przesunąć granice tego, jakby się mogło wydawać bardzo szablonowego gatunku. Dostrzegli to z pewnością szefowie berlińskiej wytwórni Resopal Schallware, wydając winyl Mchu w prestiżowym katalogu labelu, pomiędzy takimi artystami jak Luomo, Fluxion, Dapayk, Johannes Heil, czy Robag Wruhme.
Jest na tym wydawnictwie, owszem, wiele charakterystycznych dla dub techno wątków; oblepiający szum, monotonny rytm, leniwe tempa, a jednak trudno nie odnieść wrażenia, że to materiał niezwykle oryginalny. Różnice pojawiają się już przy tak elementarnym elemencie jak przestrzeń. Na "Somie" wszystkie pogłosy zostały mocno wypłycone, nie wybrzmiewają długim echem, a dość szybko nikną w gęstych fakturach kolejnych dźwięków. Zamiast przestronności mamy więc klaustrofobię i przytłaczającą masywność. W repertuarze Mchu próżno doszukiwać się również melodii, czy riddimów, zastąpiły je posępne, lewitujące drony. Dbałość o szczegóły, będąca domeną współpracy Wysockiego z Wolskim dotyczy również elementów rytmicznych, które wybijają tempa masywnymi gromami. Opresyjna, duszna atmosfera, bliska industrialnej dialektyce zostaje wtłoczona w miarowy, hipnotyczny puls. W trzewiach tej beznamiętnej rytmiki tlą się ogniska najeżone dźwiękowymi niuansami, trzaskami, plumknięciami, mechanicznymi świergotami, delirycznie buzującymi i składającymi się w jedną gęstą zaszumiała siatkę.
"Somę" charakteryzuje drapieżność brzmień, dynamika narracji, a także z pietyzmem z jakim traktowany jest każdy dźwięk. Czteroutworowa epka to majstersztyk studyjnej kreatywności, a przy tym materiał niezwykle hipnotyczny i transowy.
MECH "Soma"
2016, Resopal Schallware