Na skróty - bo chcę już mieć szczęśliwie za sobą płytę, która wielokrotnie stawiała mi wyzwanie dotrwania do jej końca.
Delta Machine to godzina, która wydłuża się w trakcie słuchania w niekończące się oczekiwania na jej koniec, a perspektywa dotarcia do ostatniego utworu wywołuje takie samo nerwowe poruszenie jak pokusa jej pierwszego przesłuchania.
Wiele tęgich głów pracowało nad tym materiałem, skupiając swe umiejętności tylko nad doskonałością produkcji i brzmienia. Jednak całe to okazałe zaplecze producentów, inżynierów dźwięku, projektantów brzmień, wraz z asystentami uwypukliło tylko bolesną, choć nie przyjmowaną do wiadomości fanów prawdę, że - w przeciwieństwie do narzędzi jakie wykorzystują - Depeche Mode dziadzieją.
Ten przykry dysonans między doskonałą jakością produkcji, a jej tak przeciętną treścią sprawia, że Delta Machine słucha się z rosnącą irytacja i znużeniem.
Nie widzę perspektywy dłuższego oddziaływania tego albumu na słuchaczy postronnych, nie związanych fanowskimi więzami z tą jakby nie było kultową formacją. Na szczęście DM zawsze mogą liczyć na bezkrytyczne oddanie swoich fanów i to tylko dzięki nim płyta może nie zostać odebrana jako klapa.
DEPECHE MODE - Delta Machine
Columbia 2013