Mówiąc pokrótce; muzyka równa się globalizacja. Nie sposób, bowiem pozbyć się wrażenia, że nawet najwęższe nisze stylistyczne podporządkowane są rytmowi pojawiających się i przemijających mód. Powszechny dostęp do internetu zhomogenizował sztukę (również tą awangardową) sprawiając, że wszyscy i wszędzie mówią o tym samym w ten sam sposób. Adekwatnym tutaj przykładem może być dominacja w muzyce elektronicznej nurtów dekonstrukcyjnych. W jaki zakątek świata by nie zerknąć moda na glitchowe wcielenia house, czy techno jest wszechobecna.
Jest jednak i druga strona tego medalu, egalitarna i przynajmniej w teorii demokratyczna. Dzięki niej możemy odnaleźć w sieci intrygujące zjawiska pochodzące spoza globalnych centr kulturotwórczych. Dobrego techno nie musimy już szukać tylko w Berline, Londynie, czy Detroit. Nie tylko wielkie metropolie rodzą twórców i zjawiska, o których warto pisać i dyskutować. Oto przykład.
Zadowolony i syty z tego jaki poziom reprezentuje krajowa scena niezależna, postanowiłem wyściubić nieco ucha za polską granicę w nasłuchiwaniu, czy u sąsiadów bywa równie treściwie. Traf chciał, że moja ciekawość zbiegła się z propozycją zrecenzowania ostatniego wydawnictwa S Olbrichta, które ukazało się w świetnie rokującym labelu Proto Sites. Udało się zatem upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Zasłuchać się w zjawiskowym materiale węgierskiego producenta, oraz nawiązać kontakt i prześledzić katalog słowackiej oficyny stojącej za premierą "Trancess".
Pod artystycznym pseudonimem S Olbricht (Stephan Olbricht) kryje się Martin Mikolaj, producent oraz współzałożyciel budapesztańskiego eksperymentalnego labelu Farbwechsel. Olbricht wbrew pozorom nie jest świeżakiem na europejskiej scenie elektronicznej. Choć jego dokonania w dziedzinie eksperymentalnej elektroniki, możemy śledzić zaledwie od kilku lat, to w międzyczasie jego nagrania zdążyły opublikować takie prestiżowe brytyjskie labele jak Opal Tapes i Lobster Theremin, promujące awangardowe interpretacje tanecznych estetyk, z naciskiem na techno. Tym razem wydawcą Olbrichta jest bratysławska wytwórnia Proto Sites, która stawia dopiero swoje pierwsze kroki, proponując dość eklektyczny repertuar oscylujący wokół elektronicznej muzyki eksperymentalnej. Modularne ambienty, analogowe techno, glitchowy house; przekrój labelu jak dotąd wydaje się być pojemny i otwarty na oryginalne brzmieniowe i narracyjne pomysły. Według zapowiedzi, kolejną premierą ma być epka przygotowana przez naszego krajana Lutto Lento.
Wiele tropów uchwyconych w nagraniach Olbrichta bezpośrednio odsyła nas do twórczości Actress, ojca chrzestnego współczesnego post-techno. Jednak mini album "Trancess" zasługuje na szczegółową analizę, bo jest pod każdym względem materiałem interesującym i udanym. Z pewnością bardziej, niż ostatnie dokonania Darren'a Cunningham'a. W przypadku sześciu kompozycji zaprezentowanych nam przez Węgra, mamy do czynienia z daleką posuniętą dekonstrukcją dokonaną na klubowych gatunkach, mocno osadzoną w estetyce dusznego lo-fi. Mocno przydymione kompozycje"Trancess" opierają swoją konstrukcje na analogowym brzmieniu automatów perkusyjnych, brutalnie wytłumionych przez wszechobecny szum. Brudnej tkance rytmicznej akompaniują pijane melodie klawiszy, rozlewające się niczym farby wodne po zetknięciu z powierzchnią papieru i pozostawiające lepkie dźwiękowe ślady. Gęstość brzmieniowa kompozycji, oraz brak selektywności dźwięku rodzą amorficzne analogowe faktury, w których niezauważalnie zanikają kolejne elementy utworów. Stopy, werble, hi-haty mimo zwichniętego dźwięku pracujące dotąd w mechanicznej dyscyplinie, zostają z czasem pochłonięte przez gęste plamy i drony, rozpływając się w ambientowej melasie.
Warta zauważenia u S Olbrichta, jest umiejętność snucia intrygujących narracji. Jego kompozycje od pierwszych taktów wciągają głęboko swoją klaustrofobiczną, kwasową atmosferą. Do osiągnięcia tak sugestywnego nastroju wystarcza zaledwie prosty rytm i szkic melodii, plączącej swe wątki w licznych pogłosach i powtórzeniach. W rezultacie motywy nagrań fascynują osobliwym pięknem zepsucia, kruchości i niedoskonałości. W połączeniu z przemyconymi przez Olbrichta głębokimi pokładami melancholii, brzmieniowa szpetota "Trancess" uwodzi słuchacza swoim niespodziewanym urokiem. W rezultacie ten narkotyczny trip okazuje się być intymną suitą łączącą elementy z pozoru do siebie nieprzystające; ułomność brzmienia, psychodeliczną fabułę i zmysłową atmosferę.
Warto nasłuchiwać południowych, bliższych i dalszych sąsiadów, bo ich muzyka nie dość, że bije pulsem najbardziej aktualnych światowych nurtów eksperymentalnej elektroniki, to jeszcze posiada charakterystyczną dla tych rejonów Europy tożsamość, zanurzoną głęboko w romantycznej melancholii. O tym, że również dla naszych rodzimych producentów kierunek ten stał się atrakcyjny pod względem wydawniczym mogą świadczyć zapowiadane kolaboracje. Oprócz wspomnianego wyżej Lubomira Grzelaka, który przygotował epkę dla Proto Sites, na początek 2016 planowana jest premiera Bouchons d'oreilles (Mateusz Wysocki, Łukasz Kacperczyk) której wydawcą będzie wspomniany, węgierski Farbwechsel. Zachowajcie zatem czujność i nadstawcie ucho na południe.
S OLBRICHT "Trancess"
2015, Proto Sites
Jest jednak i druga strona tego medalu, egalitarna i przynajmniej w teorii demokratyczna. Dzięki niej możemy odnaleźć w sieci intrygujące zjawiska pochodzące spoza globalnych centr kulturotwórczych. Dobrego techno nie musimy już szukać tylko w Berline, Londynie, czy Detroit. Nie tylko wielkie metropolie rodzą twórców i zjawiska, o których warto pisać i dyskutować. Oto przykład.
Zadowolony i syty z tego jaki poziom reprezentuje krajowa scena niezależna, postanowiłem wyściubić nieco ucha za polską granicę w nasłuchiwaniu, czy u sąsiadów bywa równie treściwie. Traf chciał, że moja ciekawość zbiegła się z propozycją zrecenzowania ostatniego wydawnictwa S Olbrichta, które ukazało się w świetnie rokującym labelu Proto Sites. Udało się zatem upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Zasłuchać się w zjawiskowym materiale węgierskiego producenta, oraz nawiązać kontakt i prześledzić katalog słowackiej oficyny stojącej za premierą "Trancess".
Pod artystycznym pseudonimem S Olbricht (Stephan Olbricht) kryje się Martin Mikolaj, producent oraz współzałożyciel budapesztańskiego eksperymentalnego labelu Farbwechsel. Olbricht wbrew pozorom nie jest świeżakiem na europejskiej scenie elektronicznej. Choć jego dokonania w dziedzinie eksperymentalnej elektroniki, możemy śledzić zaledwie od kilku lat, to w międzyczasie jego nagrania zdążyły opublikować takie prestiżowe brytyjskie labele jak Opal Tapes i Lobster Theremin, promujące awangardowe interpretacje tanecznych estetyk, z naciskiem na techno. Tym razem wydawcą Olbrichta jest bratysławska wytwórnia Proto Sites, która stawia dopiero swoje pierwsze kroki, proponując dość eklektyczny repertuar oscylujący wokół elektronicznej muzyki eksperymentalnej. Modularne ambienty, analogowe techno, glitchowy house; przekrój labelu jak dotąd wydaje się być pojemny i otwarty na oryginalne brzmieniowe i narracyjne pomysły. Według zapowiedzi, kolejną premierą ma być epka przygotowana przez naszego krajana Lutto Lento.
Wiele tropów uchwyconych w nagraniach Olbrichta bezpośrednio odsyła nas do twórczości Actress, ojca chrzestnego współczesnego post-techno. Jednak mini album "Trancess" zasługuje na szczegółową analizę, bo jest pod każdym względem materiałem interesującym i udanym. Z pewnością bardziej, niż ostatnie dokonania Darren'a Cunningham'a. W przypadku sześciu kompozycji zaprezentowanych nam przez Węgra, mamy do czynienia z daleką posuniętą dekonstrukcją dokonaną na klubowych gatunkach, mocno osadzoną w estetyce dusznego lo-fi. Mocno przydymione kompozycje"Trancess" opierają swoją konstrukcje na analogowym brzmieniu automatów perkusyjnych, brutalnie wytłumionych przez wszechobecny szum. Brudnej tkance rytmicznej akompaniują pijane melodie klawiszy, rozlewające się niczym farby wodne po zetknięciu z powierzchnią papieru i pozostawiające lepkie dźwiękowe ślady. Gęstość brzmieniowa kompozycji, oraz brak selektywności dźwięku rodzą amorficzne analogowe faktury, w których niezauważalnie zanikają kolejne elementy utworów. Stopy, werble, hi-haty mimo zwichniętego dźwięku pracujące dotąd w mechanicznej dyscyplinie, zostają z czasem pochłonięte przez gęste plamy i drony, rozpływając się w ambientowej melasie.
Warta zauważenia u S Olbrichta, jest umiejętność snucia intrygujących narracji. Jego kompozycje od pierwszych taktów wciągają głęboko swoją klaustrofobiczną, kwasową atmosferą. Do osiągnięcia tak sugestywnego nastroju wystarcza zaledwie prosty rytm i szkic melodii, plączącej swe wątki w licznych pogłosach i powtórzeniach. W rezultacie motywy nagrań fascynują osobliwym pięknem zepsucia, kruchości i niedoskonałości. W połączeniu z przemyconymi przez Olbrichta głębokimi pokładami melancholii, brzmieniowa szpetota "Trancess" uwodzi słuchacza swoim niespodziewanym urokiem. W rezultacie ten narkotyczny trip okazuje się być intymną suitą łączącą elementy z pozoru do siebie nieprzystające; ułomność brzmienia, psychodeliczną fabułę i zmysłową atmosferę.
Warto nasłuchiwać południowych, bliższych i dalszych sąsiadów, bo ich muzyka nie dość, że bije pulsem najbardziej aktualnych światowych nurtów eksperymentalnej elektroniki, to jeszcze posiada charakterystyczną dla tych rejonów Europy tożsamość, zanurzoną głęboko w romantycznej melancholii. O tym, że również dla naszych rodzimych producentów kierunek ten stał się atrakcyjny pod względem wydawniczym mogą świadczyć zapowiadane kolaboracje. Oprócz wspomnianego wyżej Lubomira Grzelaka, który przygotował epkę dla Proto Sites, na początek 2016 planowana jest premiera Bouchons d'oreilles (Mateusz Wysocki, Łukasz Kacperczyk) której wydawcą będzie wspomniany, węgierski Farbwechsel. Zachowajcie zatem czujność i nadstawcie ucho na południe.
S OLBRICHT "Trancess"
2015, Proto Sites