Pora nadrobić zaległości i odnotować na tym blogu ukazanie się pobocznego projektu Thoma Yorka, który wraz z wyśmienitymi przyjaciółmi - muzykami występując pod szyldem Atoms For Peace sprokurował płytę Amok. Pomysł zrodzenia tej supergrupy powstał w trakcie trasy koncertowej promującej solowy album Yorka Eraser. Udział w projekcie oprócz charyzmatycznego frontmana Radiohead wzięli również Nigel Godrich (muzyk i producent Radiohead), Flea (basista Red Hot Chilli Peppers), Joey Waronker (perkusista R.E.M. i Becka) oraz Mauro Refosco (brazylijski perkusista). Nic dziwnego, że słuchacze z niecierpliwością oczekiwali po takiej drużynie epokowych rezultatów. Jednak praca nad albumem nie miała wiele wspólnego z grą zespołową. Amok to postprodukcyjna dyktatura Yorka i Godricha, którzy spreparowali album ze strzępów zarejestrowanego przez zespół materiału. Wiodącą rolę przy realizacji zajęła więc zimna matematyczna edycja.
Prawie dwa miesiące stawałem w szranki z płytą Atoms For Peace, która z pozoru intrygująca i całkiem zgrabnie skrojona wielokrotnie przepływała gdzieś w słuchawkach zupełnie beznamiętnie nie pozostawiając po sobie drobnego śladu w mej pamięci. Cały ten czas poświęciłem na poszukiwanie esencji, bo przecież nie przypuszczałem, że materiał nagrany przez takie combo może tak po prostu być jej pozbawiony.
Ideą, która przyświecała Atoms For Peace w trakcie nagrywania Amok była chęć zatarcia granic pomiędzy grą instrumentalistów a muzyką tworzoną przez komputerowe oprogramowanie; między człowiekiem a maszyną. I faktycznie dzięki montażowym zdolnością Godricha idea ta została zrealizowana brawurowo. Nie sposób rozróżnić gry instrumentalisty od muzyki generowanej przez komputer. Słychać to zwłaszcza w warstwie rytmicznej i wszelkiej maści perkusjonaliach, którym nie sposób przypisać pewnego źródła dźwięku. Owa deformacja rytmu zbliża nieco Atoms For Peace do logarytmicznej i odhumanizowanej muzyki Autechre.
Możliwe jednak, ze efekt zatarcia granic między człowiekiem a maszyną, najsilniej jest odczuwany nie w warstwie formalnej Amok (jak chcieliby zapewne artyści), lecz przede wszystkim w warstwie emocjonalnej. Jest to o tyle zaskakujące, że do tej pory produkcje firmowane nazwiskiem Yorke wręcz żebrały o emocje, momentami niemożliwie je przeeksploatowując. Album Atoms For Peace nie niesie ze sobą ekscytacji, które mógłby sugerować słuchaczom jego tytuł. (Paradokaslnie lepiej jego naturę odzwierciedla ananim tytułu).
To zbiór finezyjnych studyjnych sztuczek i błyskotliwych technik montażu; forma pozbawiona treści. Imponuje swą kunsztowną strukturą, ale nie niesie ze sobą żadnych emocji. To muzyka nieożywiona, nawet pomimo tylu charyzmatycznych i kreatywnych postaci, które ją tworzyły. Brak jej duszy i natchnienia.
Wieść będzie raczej krótki żywot w pamięci słuchaczy i to jedynie jako muzyczna osobliwość, która nie ma właściwości, aby wyjść ponad rangę dźwiękowej tapety. Traktuje ją wyłącznie w kategorii ćwiczenia kompozycji przed realizacją nagrań dla macierzystych zespołów (oczywiście na myśli mam Radiohead nie RHCP).
To zbiór finezyjnych studyjnych sztuczek i błyskotliwych technik montażu; forma pozbawiona treści. Imponuje swą kunsztowną strukturą, ale nie niesie ze sobą żadnych emocji. To muzyka nieożywiona, nawet pomimo tylu charyzmatycznych i kreatywnych postaci, które ją tworzyły. Brak jej duszy i natchnienia.
Wieść będzie raczej krótki żywot w pamięci słuchaczy i to jedynie jako muzyczna osobliwość, która nie ma właściwości, aby wyjść ponad rangę dźwiękowej tapety. Traktuje ją wyłącznie w kategorii ćwiczenia kompozycji przed realizacją nagrań dla macierzystych zespołów (oczywiście na myśli mam Radiohead nie RHCP).
ATOMS FOR PEACE - Amok
XL Recordings 2013