Słuchowisko to przedziwny radiowy twór, który istnieć może tylko pomiędzy tekstem a dźwiękiem. Kiedy już wydawało się, że odchodzi do lamusa, młodzi muzycy ze sceny alternatywnej tchnęli weń nowe życie. Od kilkunastu miesięcy nie przestają więc zadziwiać swoimi pomysłami na to jak ze słów i odgłosów wykrzesać płomień, który rozpali wyobraźnię słuchacza.
Nocną ciszę rozbija trzask strzelających w ogniu gałęzi. Otaczające ciepłą poświatę złowróżbne milczenie puchnie, domagając się uwagi. Za chwilę żeliwny kocioł wypełni się zarżniętym truchłem dziewczyny. Jej złote paznokcie powoli opadną na dno, a ciało skończy w żołądkach sióstr. Jeszcze
trzeba tylko zaostrzyć noże. Słychać zgrzyt. Ten opis nie pochodzi ze stronic pitawala, a jest fragmentem fabuły jednej z tatarskich opowieści, którą ze swadą snują Musa Czachorowski – słowem i Mateusz Wysocki – dźwiękiem. Ich barwna adaptacja na nowo obudziła zainteresowanie formą słuchowiska, choć powstała daleko poza falami eteru.
Słuchowiska, określane również malowniczym terminem „teatr wyobraźni” użytym przez Witolda Hulewicza – twórcę pierwszego dramatu dedykowanego Teatrowi Polskiego Radia – do niedawna były domeną rozgłośni radiowych. Od pewnego czasu na formę słuchowiska zwrócili uwagę twórcy kojarzeni dotąd ze sceną polskiej muzyki niezależnej. Pracując w przeważającej mierze poza radiowym studiem i bez zastępów fachowców, z zaskakująco dobrym efektem sprawdzają się w tworzeniu nowych nagrań utrzymanych w tej estetyce. Według klasycznego rozumienia słuchowisko
to: „wyjątkowy rodzaj audycji artystycznej, dzieło sztuki radiowej, oparte na dźwiękowej realizacji tekstu słownego. Autor scenariusza słuchowiskowego, czyli tekstu i reżyser, a więc autor kształtu audialnego dzieła, są współtwórcami tego odrębnego gatunku sztuki, który nie mógłby istnieć tylko w postaci tekstowej, bądź tylko w postaci dźwiękowej.” (J. Bachura, A. Pawlik Słuchowisko i jego „anatomia”).
Jak to jednak w środowiskach alternatywnych bywa, wszelkie normy i reguły traktowane są dość swobodnie, dlatego trafniejszym terminem definiującym opisywane zjawisko będzie „parasłuchowisko”. Aby nie rozwodzić się nad akademickimi niuansami podziału fono- i logocentrycznego, na potrzeby tego tekstu posłużę się prostą dychotomią: inscenizacje zdominowane przez słowo mówione i te fabularyzowane głównie muzyką.
Zdecydowanie skromniejszym słuchowiskiem jest "Droga do Tarszisz"(2014, Latarnia) duetu Krysia Zalewska (tekst), Filip Kalinowski (udźwiękowienie). Narracja Drogi inspirowana jest biblijną historią połkniętego przez rybę Jonasza.„Kiedy po raz pierwszy słuchałem nagrania lektora, Macieja Nawrockiego, a cappella – mimo faktu, że znałem treść bajki – wsiąkłem w opowieść bez reszty. Nie chciałem przerywać jego historii dłuższymi partiami muzycznymi. Słowo i narrację starałem się więc często interpretować niedosłownie. Unikać tautologii i budować bardziej nastrój niż napięcie fabularne”– wyjaśnia autor oprawy dźwiękowej, Filip Kalinowski. „Chcieliśmy, żeby muzyka budowała historię, a nie ją rozbijała, czy zagłuszała”– dopowiada Zalewska. Warstwę muzyczną ilustrującą akcję słuchowiska tworzą jedynie małe akustyczne ingerencje: szumy, trzaski przeskakującej płyty, skrawki melodii, tajemnicze drony, dopełnione upiornym lejtmotywem śpiewanym przez Zalewską. Na pierwszym planie pozostaje narrator, prowadzący swym hipnotycznym tembrem głosu opowieść.
Minimalistyczna forma i wiodąca rola narratora jest również wizytówką "Szczupaka" (2014, BDTA), parasłuchowiska zrealizowanego przez Bartka Kujawskiego (8rolek). Surrealistyczna fabuła wiążąca ze sobą wątki działających na wyobraźnię legend miejskich i katastroficznych w wymowie przypowieści zmontowana z dynamiką charakterystyczną dla opowieści komiksowej została zainspirowana szalonym snem łodzianina. Jak wspomina – najpierw pojawiła się wizja opisana w finale słuchowiska. Wizja, która stanowi kulminację najbardziej nieprawdopodobnych zdarzeń. Pojawia się tam mlekowóz, czarna wołga, diabeł w smokingu, Lenin, tytułowy szczupak, wreszcie husaria galopująca z nieba. Wszystko rozgrywa się wśród ruin sypiących się kamienic, ludzi unoszących się niczym baloniki i deszczu końskiego łajna. Wszystko to składa się na sugestywną makabreskę, będąc efektowną próbą uchwycenia poetyki snu. Nic zresztą dziwnego, całość została bowiem przez autora wyśniona już kilka lat wcześniej. „Choć sen był dosyć dziwny i apokaliptyczny, nie obudziłem się zlany potem, byłem całkiem wesoły. Niektóre fragmenty są wzięte z życia, ale oczywiście mocno przerobione na dziwne, magiczne, kolorowe”– wyjaśnia Kujawski. Poza wysiłkiem związanym z zapamiętaniem snu, również sama rejestracja okazała się być wymagająca i czasochłonna. „Po napisaniu tekstu nagrywałem kilka miesięcy treść. To zajęło mi najwięcej czasu i było dla mnie najtrudniejsze. Wszystko robiłem sam, i okazało się, że bycie lektorem to strasznie trudna robota. Istna katorga. Później dodałem trochę efektów, muzyki, hałasów. To już była lekka i przyjemna praca”– wspomina Kujawski.
Ascetyczna ilustracja dźwiękowa, złożona z zaledwie kilku dronujących tonów syntezatora i miejskich field recordingów, stanowi z kolei tło "Zsypu" Wojciecha Bąkowskiego (Art Bazaar) – parasłuchowiska nagranego w 2010 roku. Motywem przewodnim jest monolog narratora (w tej roli sam autor), będący groteskowym zapisem obserwacji sąsiedzkich codzienności czynionych z perspektywy mieszkańca bloku, nasłuchującego zza ściany ze szklanką przyklejoną do ucha, i podglądającego przez lornetkę zza zasłony. Realizm skupiony na detalach nabiera surrealistycznych odcieni podkreślonych ascetyczną ingerencją akustyczną.
Jeśli już znaleźliśmy się w osiedlowym bloku, to nie możemy nie wspomnieć o Mironie Białoszewskim, który z „uroków” mieszkania w wielkiej płycie uczynił jeden ze swych ulubionych
tematów, czego przykładem liczne wiersze z okresu mieszkania w "Chamowie", czyli na osiedlu z wielkiej płyty usytuowanym na obrzeżach Saskiej Kępy. Sam dziennik "Chamowo" stał się dla Marcina Staniszewskiego inspiracją do stworzenia słuchowiska, którego adaptacja znalazła się pośród oryginalnych nagrań pisarza i ich współczesnych interpretacji dźwiękowych w znakomitej kolekcji "Białoszewski do słuchu" (2014, Bołt Records). Wykorzystując zaawansowane techniki montażowe i studyjne, Staniszewski udźwiękowił "Chamowo", nadając mu futurystyczny kontekst, gdzie w otchłani industrialnego szumu, w echach wielokanałowego dźwięku, w szaleństwie stechnicyzowanej repetycji, pomiędzy odgłosami bulgotania, jazgotania czy szemrania, głos Białoszewskiego wybrzmiewa chłodno niczym głos androida. W tej samej kolekcji znalazła się inscenizacja dźwiękowa "Osmędeuszy" w wykonaniu Patryka Zakrockiego. Tym razem muzyk- improwizator z akompaniamentem orkiestry domowych „instrumentów” wdzięcznie uwypuklił surrealizm i groteskę oryginalnego tekstu, jednocześnie nadając s wymowę piętrzącym się frazom słowotwórczego obłędu autora.
Obłęd rozpanoszył się też w świecie "Dziwa" (2013, BDTA), słuchowiska przygotowanego przez 11 – duet tworzony przez Marcina Pryta i Pawła Cieślaka. Artyści wykreowali wizję, która jednocześnie przeraża i fascynuje muzycznym i dramaturgicznym rozmachem. Mamy tu do czynienia z przykładem osobliwej antyutopii, światem, w którym totalitarną kontrolę sprawuje postać Operatora. Główny bohater to uchodźca ukrywający się w lasach, przedzierający przez błoto i ekskrementy w poszukiwaniu pożywienia i schronienia przed Operatorami. Towarzyszy mu paranoiczny strach i zwierzęca determinacja. Dzięki naturalizmowi i brutalizmowi, wykorzystaniu nieartykułowanych odgłosów, wszelkich jęków, sapania i bełkotu, które wydatnie podkreślają cielesność bohatera "Dziwa" znacznie łatwiej nam współodczuwać jego zmagania. Oprawę muzyczną apokalipsy stanowi kolaż industrialnych odgłosów, groteskowych melodii, kakofonii czy hałaśliwych dysonansów.
Według teorii, w słuchowisku muzyka zawsze stanowi element ilustracyjny, jest tłem dla słowa. Na potrzeby tego artykułu, po stronie słuchowisk fonocentrycznych, zdecydowałem się jednak umieścić tytuły, w których artykulacja słowna została użyta w formie szczątkowej, często jako sampel wyrwany z jednego kontekstu i umieszczony w drugim. Za odczytywaniem ich w formule parasłuchowiska przemawia silna fabularyzacja muzycznej narracji oraz wyraźnie zaznaczony kontekst, pozwalający na budowanie wokół tematu nagrania dźwiękowej inscenizacji. Utwierdzają mnie w tym podziale słowa Jakuba Pokorskiego (Krojca), specjalisty od tego rodzaju „dźwiękowisk”:
„Kiedy chcesz opowiedzieć jakąś historię bez użycia słów, musisz sięgnąć po inne środki wyrazu, najlepiej takie, które uderzą w emocje i wyobraźnię słuchacza. Z jednej strony nie jest to zadanie łatwe, bo przecież opowiadasz konkretną historię. Z drugiej jednak strony, nie opowiadasz szczegółów, ponieważ nie są one w tym przypadku istotne. Ważne jest generalne odczucie, klimat i skojarzenia słuchacza związane z tematem.”
Takie potraktowanie formy słuchowiskowej legitymizuje również eksperymentalna twórczość "Lekcja I - Lekcja II", "Ptacy i ludzie", "Sekunda Wielka"). Pokaźny zbiór nagrań ze Studia Eksperymentalnego Polskiego Radia (2008, Polskie Radio) wydaje się doskonałym kompendium twórczości Rudnika, gdzie pośród kompozycji konkretnych wyłowimy też formy słuchowiskowe. Nic w tym zaskakującego, wszak Rudnik jest również autorem udźwiękowienia do wielu oryginalnych słuchowisk Teatru Polskiego Radia.
Eugeniusza Rudnika. Najeżone efektami i odgłosami kompozycje, posklejane ze skrawków taśmy magnetycznej przybierają wygląd awangardowego kolażu, łączącego rozmach teatralnego imaginarium z konkretem dokumentu („Lekcja I – Lekcja II” „Ptacy i ludzie”, „Sekunda Wielka”). Obfity zbiór nagrań ze Studia Eksperymentalnego Polskiego Radia (2008, Polskie Radio) wydaje się doskonałym kompendium twórczości Rudnika, gdzie pośród kompozycji konkretnych wyłowimy też formy słuchowiskowe. Nic w tym zaskakującego, wszak Rudnik jest również autorem udźwiękowienia do wielu oryginalnych słuchowisk Teatru Polskiego Radia.
Z równie eklektycznym rozmachem, choć ulokowanym w ramach muzyki klubowej, działa wspomniany Krojc, jawnie inspirujący się w swoich realizacjach twórczością Rudnika oraz poetyką kolażu. „Jeśli płyta jest tematyczna, a każdy z utworów opowiada odrębną historię, poszczególne kompozycje muszą się od siebie różnić. W tym celu trzeba sięgnąć po inne brzmienia i sample, to właśnie one stanowią o różnorodności. Gdyby nagrać wszystkie utwory na jednym zestawie brzmień i podobnych samplach, trzeba by je zróżnicować... tekstem. A tego z założenia nie robię” mówi Pokorski. Inspirowany Lemem "Pirx" (2012, Oficyna Biedota), poświęcony pamięci Themersonów "Fotogram" (2014, Requiem), nawiązujący do dzieciństwa "Kid 78" (2010, InnerGuN Rec.) czy nagrany wspólnie z Mateuszem Wysockim (w oparciu o archiwalne taśmy do nauki języka angielskiego) "John, Betty & Stella" (2015, MonotypeRec.) pozostają mocno osadzone w koncepcie, z którego czerpie cała oś dramaturgiczna. „Staram się nadać muzyce jakiś sens, znaczenie, dodać jej wartość w postaci prostej fabuły lub opowieści. Nigdy nie byłem przesadnym fanem płyt „konceptualnych”, ale upodobanie do fabularyzacji wyniosłem z czasów nagrywania z Lao Che "Powstania Warszawskiego", czy "Gospel”. Realizacje Pokorskiego to muzyczne metafory, zdarzenia dźwiękowe i anegdoty, które zawsze opowiadają jakąś historię, często wywołując komiczny efekt. Sam autor szczególnie chętnie kreuje nostalgiczne opowieści ze świata dziecięcej niewinności.
Koncepcja sięgania do poetyki bajek dla dzieci i jej realizacji w formie parasłuchowiska jest dość często spotykaną tendencją. Wystarczy wymienić choćby "Lo-Fi Stories" Jacaszka (2004, Gusstaff Records) czy nagrania Małych Instrumentów. Zresztą aktywność projektu kierowanego przez Pawła
Romańczuka nierzadko koncentruje się na ubieraniu pomysłów i opowieści w formę parasłuchowisk muzycznych, ilustrowanych dźwiękowym kolażem, zbitką wyciętych próbek ułożonych w fabularny ciąg. Trzeba wspomnieć też, że Małe Instrumenty mają na koncie udźwiękowienie do klasycznej z punktu widzenia teorii słuchowisk bajki "Sekretne życie Krasnali w Wielkich Kapeluszach" (2009) autorstwa Wojciecha Widłaka, z Janem Peszkiem w roli narratora.
Parasłuchowisko zyskuje na rodzimej scenie alternatywnej coraz większą popularność, wzbogacając wyobraźnię samych autorów: „Dało mi to dużo radości i poszerzyło zakres widzenia, słyszenia. Dlatego też kończymy już powoli naszą drugą bajkę „Chłopcy Davidsona”, która wyjdzie na CD nakładem Latarni”– zapowiada Kalinowski. W wymienionych słuchowiskach imponuje szeroki zakres tematyczny, jak i różnorodność realizacji, przy których podział na formy logo- i fonocentryczne pozostaje drugorzędny. Kreatywność reżyserów zdaje się nie mieć granic. To za sprawą ich wyobraźni biblijna przypowieść czy blokowy dziennik mogą zostać przeniesione w kosmiczną przestrzeń, a zwykłe codzienności – przybrać apokaliptyczny finał. Tutaj podania i legendy z kresów zostają zilustrowane w zgodzie z trendami w muzyce elektronicznej, zaś podróże w krainę dzieciństwa zyskują formę kolaży. Tu dźwięki zastępują słowa, snując pasjonujące fabuły, a cisza staje się bardziej sugestywna niż muzyczna ilustracja. Mimo formalnej dowolności i różnorodności artystycznej, wymienione tytuły mają ważną cechę wspólną, najistotniejszą z perspektywy ich odbioru – pobudzają wyobraźnię odbiorcy.
tekst + ilustracje: Bartosz Nowicki, wstęp + redakcja: Dominika Węcłąwek
tekst ukazał się w drugim numerze M|I Kwartalnika Muzycznego (do nabycia w sklepie Monotype)
Nocną ciszę rozbija trzask strzelających w ogniu gałęzi. Otaczające ciepłą poświatę złowróżbne milczenie puchnie, domagając się uwagi. Za chwilę żeliwny kocioł wypełni się zarżniętym truchłem dziewczyny. Jej złote paznokcie powoli opadną na dno, a ciało skończy w żołądkach sióstr. Jeszcze
trzeba tylko zaostrzyć noże. Słychać zgrzyt. Ten opis nie pochodzi ze stronic pitawala, a jest fragmentem fabuły jednej z tatarskich opowieści, którą ze swadą snują Musa Czachorowski – słowem i Mateusz Wysocki – dźwiękiem. Ich barwna adaptacja na nowo obudziła zainteresowanie formą słuchowiska, choć powstała daleko poza falami eteru.
Słuchowiska, określane również malowniczym terminem „teatr wyobraźni” użytym przez Witolda Hulewicza – twórcę pierwszego dramatu dedykowanego Teatrowi Polskiego Radia – do niedawna były domeną rozgłośni radiowych. Od pewnego czasu na formę słuchowiska zwrócili uwagę twórcy kojarzeni dotąd ze sceną polskiej muzyki niezależnej. Pracując w przeważającej mierze poza radiowym studiem i bez zastępów fachowców, z zaskakująco dobrym efektem sprawdzają się w tworzeniu nowych nagrań utrzymanych w tej estetyce. Według klasycznego rozumienia słuchowisko
to: „wyjątkowy rodzaj audycji artystycznej, dzieło sztuki radiowej, oparte na dźwiękowej realizacji tekstu słownego. Autor scenariusza słuchowiskowego, czyli tekstu i reżyser, a więc autor kształtu audialnego dzieła, są współtwórcami tego odrębnego gatunku sztuki, który nie mógłby istnieć tylko w postaci tekstowej, bądź tylko w postaci dźwiękowej.” (J. Bachura, A. Pawlik Słuchowisko i jego „anatomia”).
Jak to jednak w środowiskach alternatywnych bywa, wszelkie normy i reguły traktowane są dość swobodnie, dlatego trafniejszym terminem definiującym opisywane zjawisko będzie „parasłuchowisko”. Aby nie rozwodzić się nad akademickimi niuansami podziału fono- i logocentrycznego, na potrzeby tego tekstu posłużę się prostą dychotomią: inscenizacje zdominowane przez słowo mówione i te fabularyzowane głównie muzyką.
Z KRESÓW DO WIELKIEJ PŁYTY
„Słuchowiska przyzwyczaiły nas do ustalonych funkcji poszczególnych płaszczyzn – głos jest na pierwszym planie, natomiast dźwięk zostaje mu podporządkowany, jest oddalony od niego jak równoległe proste w geometrii Euklidesa. Komunikat powinien być czytelny, a narracja niezakłócona. Taka supremacja głosu siłą rzeczy narzuca ilustracyjność oprawy muzycznej” mówi Mateusz Wysocki, znany także jako Fischerle. Jego adaptacje wykorzystujące podania tatarskie ("Mniej niż 40 opowieści", 2013, BDTA) i karaimskie ("Cudowny koń księcia Witolda", 2014, Oficyna Wydawnicza Związku Karaimów Polskich) wpisują się doskonale w popularny nurt słuchowisk, w których słowo mówione dominuje nad innymi dźwiękami. W obydwu projektach narratorami snującymi krwawe, pełne zdrad, intryg i zemsty opowieści są przedstawiciele owych mniejszości – Tatar Musa Czachorowski i Karaim Marek Robaczewski. Przyglądając się nagraniom Fischerle, warto zwrócić szczególną uwagę na techniczną realizację słuchowisk. Mniej niż 40 opowieści otrzymało skromną, choć sugestywną oprawę dźwiękową. Opowieści karaimskie oparte są na wyszukanym, i jak się okazało, dość pracochłonnym pomyśle. „W przypadku Cudownego konia, największy kłopot tkwił już w samych założeniach – ustaleniu parinstrumentalistów, którzy bez wiedzy o tym, co nagrała druga osoba, i mając przed sobą tylko tekst, musieli odnieść się nie tylko do niego, ale przede wszystkim do potencjału zawartego w drugim instrumencie. Kolejnym wyzwaniem, już po zebraniu całego materiału dźwiękowego (kilkanaście instrumentów o odmiennej charakterystyce brzmienia), było znalezienie wspólnego mianownika. W tym wypadku skorzystałem z dubowej obróbki dźwięku i field recordingów.”
Zdecydowanie skromniejszym słuchowiskiem jest "Droga do Tarszisz"(2014, Latarnia) duetu Krysia Zalewska (tekst), Filip Kalinowski (udźwiękowienie). Narracja Drogi inspirowana jest biblijną historią połkniętego przez rybę Jonasza.„Kiedy po raz pierwszy słuchałem nagrania lektora, Macieja Nawrockiego, a cappella – mimo faktu, że znałem treść bajki – wsiąkłem w opowieść bez reszty. Nie chciałem przerywać jego historii dłuższymi partiami muzycznymi. Słowo i narrację starałem się więc często interpretować niedosłownie. Unikać tautologii i budować bardziej nastrój niż napięcie fabularne”– wyjaśnia autor oprawy dźwiękowej, Filip Kalinowski. „Chcieliśmy, żeby muzyka budowała historię, a nie ją rozbijała, czy zagłuszała”– dopowiada Zalewska. Warstwę muzyczną ilustrującą akcję słuchowiska tworzą jedynie małe akustyczne ingerencje: szumy, trzaski przeskakującej płyty, skrawki melodii, tajemnicze drony, dopełnione upiornym lejtmotywem śpiewanym przez Zalewską. Na pierwszym planie pozostaje narrator, prowadzący swym hipnotycznym tembrem głosu opowieść.
Minimalistyczna forma i wiodąca rola narratora jest również wizytówką "Szczupaka" (2014, BDTA), parasłuchowiska zrealizowanego przez Bartka Kujawskiego (8rolek). Surrealistyczna fabuła wiążąca ze sobą wątki działających na wyobraźnię legend miejskich i katastroficznych w wymowie przypowieści zmontowana z dynamiką charakterystyczną dla opowieści komiksowej została zainspirowana szalonym snem łodzianina. Jak wspomina – najpierw pojawiła się wizja opisana w finale słuchowiska. Wizja, która stanowi kulminację najbardziej nieprawdopodobnych zdarzeń. Pojawia się tam mlekowóz, czarna wołga, diabeł w smokingu, Lenin, tytułowy szczupak, wreszcie husaria galopująca z nieba. Wszystko rozgrywa się wśród ruin sypiących się kamienic, ludzi unoszących się niczym baloniki i deszczu końskiego łajna. Wszystko to składa się na sugestywną makabreskę, będąc efektowną próbą uchwycenia poetyki snu. Nic zresztą dziwnego, całość została bowiem przez autora wyśniona już kilka lat wcześniej. „Choć sen był dosyć dziwny i apokaliptyczny, nie obudziłem się zlany potem, byłem całkiem wesoły. Niektóre fragmenty są wzięte z życia, ale oczywiście mocno przerobione na dziwne, magiczne, kolorowe”– wyjaśnia Kujawski. Poza wysiłkiem związanym z zapamiętaniem snu, również sama rejestracja okazała się być wymagająca i czasochłonna. „Po napisaniu tekstu nagrywałem kilka miesięcy treść. To zajęło mi najwięcej czasu i było dla mnie najtrudniejsze. Wszystko robiłem sam, i okazało się, że bycie lektorem to strasznie trudna robota. Istna katorga. Później dodałem trochę efektów, muzyki, hałasów. To już była lekka i przyjemna praca”– wspomina Kujawski.
Ascetyczna ilustracja dźwiękowa, złożona z zaledwie kilku dronujących tonów syntezatora i miejskich field recordingów, stanowi z kolei tło "Zsypu" Wojciecha Bąkowskiego (Art Bazaar) – parasłuchowiska nagranego w 2010 roku. Motywem przewodnim jest monolog narratora (w tej roli sam autor), będący groteskowym zapisem obserwacji sąsiedzkich codzienności czynionych z perspektywy mieszkańca bloku, nasłuchującego zza ściany ze szklanką przyklejoną do ucha, i podglądającego przez lornetkę zza zasłony. Realizm skupiony na detalach nabiera surrealistycznych odcieni podkreślonych ascetyczną ingerencją akustyczną.
Jeśli już znaleźliśmy się w osiedlowym bloku, to nie możemy nie wspomnieć o Mironie Białoszewskim, który z „uroków” mieszkania w wielkiej płycie uczynił jeden ze swych ulubionych
tematów, czego przykładem liczne wiersze z okresu mieszkania w "Chamowie", czyli na osiedlu z wielkiej płyty usytuowanym na obrzeżach Saskiej Kępy. Sam dziennik "Chamowo" stał się dla Marcina Staniszewskiego inspiracją do stworzenia słuchowiska, którego adaptacja znalazła się pośród oryginalnych nagrań pisarza i ich współczesnych interpretacji dźwiękowych w znakomitej kolekcji "Białoszewski do słuchu" (2014, Bołt Records). Wykorzystując zaawansowane techniki montażowe i studyjne, Staniszewski udźwiękowił "Chamowo", nadając mu futurystyczny kontekst, gdzie w otchłani industrialnego szumu, w echach wielokanałowego dźwięku, w szaleństwie stechnicyzowanej repetycji, pomiędzy odgłosami bulgotania, jazgotania czy szemrania, głos Białoszewskiego wybrzmiewa chłodno niczym głos androida. W tej samej kolekcji znalazła się inscenizacja dźwiękowa "Osmędeuszy" w wykonaniu Patryka Zakrockiego. Tym razem muzyk- improwizator z akompaniamentem orkiestry domowych „instrumentów” wdzięcznie uwypuklił surrealizm i groteskę oryginalnego tekstu, jednocześnie nadając s wymowę piętrzącym się frazom słowotwórczego obłędu autora.
Obłęd rozpanoszył się też w świecie "Dziwa" (2013, BDTA), słuchowiska przygotowanego przez 11 – duet tworzony przez Marcina Pryta i Pawła Cieślaka. Artyści wykreowali wizję, która jednocześnie przeraża i fascynuje muzycznym i dramaturgicznym rozmachem. Mamy tu do czynienia z przykładem osobliwej antyutopii, światem, w którym totalitarną kontrolę sprawuje postać Operatora. Główny bohater to uchodźca ukrywający się w lasach, przedzierający przez błoto i ekskrementy w poszukiwaniu pożywienia i schronienia przed Operatorami. Towarzyszy mu paranoiczny strach i zwierzęca determinacja. Dzięki naturalizmowi i brutalizmowi, wykorzystaniu nieartykułowanych odgłosów, wszelkich jęków, sapania i bełkotu, które wydatnie podkreślają cielesność bohatera "Dziwa" znacznie łatwiej nam współodczuwać jego zmagania. Oprawę muzyczną apokalipsy stanowi kolaż industrialnych odgłosów, groteskowych melodii, kakofonii czy hałaśliwych dysonansów.
KOLAŻE I MIRAŻE
Według teorii, w słuchowisku muzyka zawsze stanowi element ilustracyjny, jest tłem dla słowa. Na potrzeby tego artykułu, po stronie słuchowisk fonocentrycznych, zdecydowałem się jednak umieścić tytuły, w których artykulacja słowna została użyta w formie szczątkowej, często jako sampel wyrwany z jednego kontekstu i umieszczony w drugim. Za odczytywaniem ich w formule parasłuchowiska przemawia silna fabularyzacja muzycznej narracji oraz wyraźnie zaznaczony kontekst, pozwalający na budowanie wokół tematu nagrania dźwiękowej inscenizacji. Utwierdzają mnie w tym podziale słowa Jakuba Pokorskiego (Krojca), specjalisty od tego rodzaju „dźwiękowisk”:
„Kiedy chcesz opowiedzieć jakąś historię bez użycia słów, musisz sięgnąć po inne środki wyrazu, najlepiej takie, które uderzą w emocje i wyobraźnię słuchacza. Z jednej strony nie jest to zadanie łatwe, bo przecież opowiadasz konkretną historię. Z drugiej jednak strony, nie opowiadasz szczegółów, ponieważ nie są one w tym przypadku istotne. Ważne jest generalne odczucie, klimat i skojarzenia słuchacza związane z tematem.”
Takie potraktowanie formy słuchowiskowej legitymizuje również eksperymentalna twórczość "Lekcja I - Lekcja II", "Ptacy i ludzie", "Sekunda Wielka"). Pokaźny zbiór nagrań ze Studia Eksperymentalnego Polskiego Radia (2008, Polskie Radio) wydaje się doskonałym kompendium twórczości Rudnika, gdzie pośród kompozycji konkretnych wyłowimy też formy słuchowiskowe. Nic w tym zaskakującego, wszak Rudnik jest również autorem udźwiękowienia do wielu oryginalnych słuchowisk Teatru Polskiego Radia.
Eugeniusza Rudnika. Najeżone efektami i odgłosami kompozycje, posklejane ze skrawków taśmy magnetycznej przybierają wygląd awangardowego kolażu, łączącego rozmach teatralnego imaginarium z konkretem dokumentu („Lekcja I – Lekcja II” „Ptacy i ludzie”, „Sekunda Wielka”). Obfity zbiór nagrań ze Studia Eksperymentalnego Polskiego Radia (2008, Polskie Radio) wydaje się doskonałym kompendium twórczości Rudnika, gdzie pośród kompozycji konkretnych wyłowimy też formy słuchowiskowe. Nic w tym zaskakującego, wszak Rudnik jest również autorem udźwiękowienia do wielu oryginalnych słuchowisk Teatru Polskiego Radia.
Z równie eklektycznym rozmachem, choć ulokowanym w ramach muzyki klubowej, działa wspomniany Krojc, jawnie inspirujący się w swoich realizacjach twórczością Rudnika oraz poetyką kolażu. „Jeśli płyta jest tematyczna, a każdy z utworów opowiada odrębną historię, poszczególne kompozycje muszą się od siebie różnić. W tym celu trzeba sięgnąć po inne brzmienia i sample, to właśnie one stanowią o różnorodności. Gdyby nagrać wszystkie utwory na jednym zestawie brzmień i podobnych samplach, trzeba by je zróżnicować... tekstem. A tego z założenia nie robię” mówi Pokorski. Inspirowany Lemem "Pirx" (2012, Oficyna Biedota), poświęcony pamięci Themersonów "Fotogram" (2014, Requiem), nawiązujący do dzieciństwa "Kid 78" (2010, InnerGuN Rec.) czy nagrany wspólnie z Mateuszem Wysockim (w oparciu o archiwalne taśmy do nauki języka angielskiego) "John, Betty & Stella" (2015, MonotypeRec.) pozostają mocno osadzone w koncepcie, z którego czerpie cała oś dramaturgiczna. „Staram się nadać muzyce jakiś sens, znaczenie, dodać jej wartość w postaci prostej fabuły lub opowieści. Nigdy nie byłem przesadnym fanem płyt „konceptualnych”, ale upodobanie do fabularyzacji wyniosłem z czasów nagrywania z Lao Che "Powstania Warszawskiego", czy "Gospel”. Realizacje Pokorskiego to muzyczne metafory, zdarzenia dźwiękowe i anegdoty, które zawsze opowiadają jakąś historię, często wywołując komiczny efekt. Sam autor szczególnie chętnie kreuje nostalgiczne opowieści ze świata dziecięcej niewinności.
Koncepcja sięgania do poetyki bajek dla dzieci i jej realizacji w formie parasłuchowiska jest dość często spotykaną tendencją. Wystarczy wymienić choćby "Lo-Fi Stories" Jacaszka (2004, Gusstaff Records) czy nagrania Małych Instrumentów. Zresztą aktywność projektu kierowanego przez Pawła
Romańczuka nierzadko koncentruje się na ubieraniu pomysłów i opowieści w formę parasłuchowisk muzycznych, ilustrowanych dźwiękowym kolażem, zbitką wyciętych próbek ułożonych w fabularny ciąg. Trzeba wspomnieć też, że Małe Instrumenty mają na koncie udźwiękowienie do klasycznej z punktu widzenia teorii słuchowisk bajki "Sekretne życie Krasnali w Wielkich Kapeluszach" (2009) autorstwa Wojciecha Widłaka, z Janem Peszkiem w roli narratora.
RADOŚĆ SŁYSZENIA
Parasłuchowisko zyskuje na rodzimej scenie alternatywnej coraz większą popularność, wzbogacając wyobraźnię samych autorów: „Dało mi to dużo radości i poszerzyło zakres widzenia, słyszenia. Dlatego też kończymy już powoli naszą drugą bajkę „Chłopcy Davidsona”, która wyjdzie na CD nakładem Latarni”– zapowiada Kalinowski. W wymienionych słuchowiskach imponuje szeroki zakres tematyczny, jak i różnorodność realizacji, przy których podział na formy logo- i fonocentryczne pozostaje drugorzędny. Kreatywność reżyserów zdaje się nie mieć granic. To za sprawą ich wyobraźni biblijna przypowieść czy blokowy dziennik mogą zostać przeniesione w kosmiczną przestrzeń, a zwykłe codzienności – przybrać apokaliptyczny finał. Tutaj podania i legendy z kresów zostają zilustrowane w zgodzie z trendami w muzyce elektronicznej, zaś podróże w krainę dzieciństwa zyskują formę kolaży. Tu dźwięki zastępują słowa, snując pasjonujące fabuły, a cisza staje się bardziej sugestywna niż muzyczna ilustracja. Mimo formalnej dowolności i różnorodności artystycznej, wymienione tytuły mają ważną cechę wspólną, najistotniejszą z perspektywy ich odbioru – pobudzają wyobraźnię odbiorcy.
tekst + ilustracje: Bartosz Nowicki, wstęp + redakcja: Dominika Węcłąwek
tekst ukazał się w drugim numerze M|I Kwartalnika Muzycznego (do nabycia w sklepie Monotype)
***